Dobry odcinek to prowokacyjny odcinek. Prowokujący do reakcji i do myślenia.
Ja tam lubię studia. Pięć lat studiowałem łącznie. Szczególnie mi się podobało studiowanie za darmo - fantastyczne wakacje na czyjś koszt.
Ale ja nie o studiowaniu tu mówię, tylko o koncepcji pod tytułem "studiuję, bo tak trzeba". I o różnicy między życiem dla samego siebie, a życiem dla innych.
Jeżeli to jest pogarda mówić "ludzie! zróbcie coś ze swoim życiem" to jestem w dobrym towarzystwie: taką samą pogardą dla ludzi odznaczał się Jezus, kiedy nawoływał do patrzenia na potrzeby innych, a nie na swoje. Kiedy mówił "gromadźcie sobie skarb w niebie" to nie miał na myśli zbierania tytułów naukowych i karier zawodowych dających święty spokój i dużo pieniędzy.
Cóż za pogarda!
Jezus chciał żeby wszyscy żyli z myślą o innych, nie sobie. A przecież dużo ludzi chce po prostu być egoistami - czy ten Jezus nie potrafi zrozumieć, że ludzie są różni? Skoro chcą żyć dla własnego brzucha, zamiast zmieniać świat wokół siebie na lepsze, to cóż w tym złego?
No nic. Ja nie mówię, że to złe. Wychodzę tylko z założenia, że życie jest swego rodzaju egzaminem. I że ten kto nas do życia powołał oczekuje wyników. A z Biblii wiem, że wynikiem dla niego jest nakarmienie głodnego, nauczenie głupiego, podniesienie leżącego i takie tam. Mam natomiast poważne wątpliwości czy zrobi na nim wrażenie nasz poziom społeczny, tytuł profesora czy stanowisko kierownika w urzędzie mniemanologii stosowanej.
Mam wrażenie, że nie.
Jeżeli więc 95% czasu, sił, życia poświęca się na te rzeczy, które się w ostatecznym rozrachunku nie liczą, a tylko 5% na naprawdę wartościowe rzeczy, to tym samym 95% życia jest zmarnowana.
Tak to wygląda sub specie aeternitatis, w każdym razie.