Izba wytrzeźwień: Czy Jezus kocha biedę?

6 lat temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
61min

Ten odcinek nie był tak naprawdę o tym, że bogaci do piekła a biedni do raju. Był o tym, jak nadmiar, bogactwo, bezpieczeństwo i rozsądek przeszkadzają w byciu chrześcijaninem. Czy dążenie do ideału oznacza bycie głupszym, biedniejszym i nierozsądnym? Czy chrześcijaństwo musi oznaczać rozwalenie sobie życia? Posłuchaj do czego doszliśmy w tym odcinku.

Dyskusja

Paheu
6 lat temu

Tym co przyszli go słuchać namnożył tyle jedzenia, że 12 koszów zostało :D

Lukszmar
6 lat temu

Nie słuchajcie Martina! Wszyscy bogaci nie pójdą do piekła :-). Ale fakt będzie im trudniej być chrześcijaninem i dostać się do nieba niżeli tym biednym.

Ja jednak bogactwo bym oceniał w porównaniu z dzisiejszymi bogatymi, a nie tymi z przeszłości jak to robi Martin. Tak, więc bogactwo to są dziesiątki tysięcy złoty miesięcznie zarobków dopiero moim zdaniem. Chociaż fakt, wszelki nadmiar gromadzony przeszkadza w byciu chrześcijaninem tak czy inaczej. Tyle, że przecież nawet logika sama nakazuje oszczędzać na emeryturę trochę. Myślę, że to Bóg już zrozumie tak jak i to, że ludzie nie będą jak Jezus idealnie (będą pracować zarobkowo i rozwijać swoje pasje).

Hehe, no bez przesady czyli wszyscy za mądrzy teraz jeszcze pójdą do piekła co...

Słusznie - dary od Boga to głównie nie mają być pieniądze i bogactwa. Zresztą te nie dają szczęścia tak naprawdę. Co najwyżej pozwalają przetrwać.

Celebryci by wam powiedzieli, że ich życie to nie bezużyteczna wegetacja - bo np biorą udział w akcjach charytatywnych :-P.

Nie no Martinie. Nawet z pieniędzmi możesz ryzykować na wiele sposobów i testować siebie i mieć przygody. Tyle, że bogaci tego nie robią. Ale można - to nie jest niemożliwe.

Martin
6 lat temu

Ale dlaczego oceniać mamy wobec tylko najwęższego otoczenia (miejsca i czasu) a nie wobec szerokiego?

Dziś w Europie ludzi psuje bogactwo, nawet jeżeli wobec sobie współczesnych są biedni. A w PRL-u czy ludzi psuło w takim samym stopniu to, że mogli jeść raz na tydzień czekoladę, szynkę i banany? A w tamtych warunkach to było bogactwo.

Wątpię, że te same skutki posiadania ponosi facet w Wenezueli, który ma papier toaletowy (bogaty) co facet we Francji, który ma tylko iPhone 4 (biedny).

Wspólną rzeczą dla wszystkich jest biologia. Dlaczego nie mierzyć biedy i bogactwa wobec niej? Jeżeli nie jest mi za ciepło ani za zimno, mam gdzie bezpiecznie spać, mam się w co ubrać, jestem w miarę czysty, mam możliwość nie męczącego transportu i nie przemęczam regularnie organizmu, to nie jestem biedny.

Jeżeli mam więcej ponad potrzeby, jeżeli walczę już nie o prawdziwe potrzeby, ale o zachcianki to zdecydowanie jestem bogaty.

W kontekście chrześcijaństwa taka ocena wydaje się sensowniejsza, bo nie prowadzi do absurdalnych wniosków. Np. takich, że niebezpieczeństwa bogactwa, o których Jezus mówił, nie dotyczą Szwajcara, który ma mniej niż 3 samochody i dom z mniej niż 8 pokojami.

Lukszmar
6 lat temu

Po zastanowieniu głębszym muszę ci przyznać rację Martinie - żyjemy w dobie internetu czyli mamy dostęp do informacji. I w Polsce nie trudno zobaczyć skrajnie biednych na ulicy (nie trzeba jechać do Wenezueli czy szukać w zamierzchłej historii). Tak, więc nawet najbardziej ślepi ludzie powinni być w stanie dostrzec to, że ktoś ma mniej i komuś jest źle. I racja nadmierne bogacenie się niszczy ludzi w wysoko rozwiniętych krajach. I chyba też masz rację z biologią - jak ktoś cierpi z głodu, zimna, braku łóżka do spania to jest biedny, a jak ktoś nie cierpi z tego powodu tylko myśli już o swoich "zachciankach" czy samorealizacji, itp. to już jest bogaty.

Ale skoro tak to co z emeryturami i innymi konsekwencjami braku oszczędzania pieniędzy... Kurde trzeba by się zupełnie odciąć się od "zachodniego" stylu życia i totalnie zaufać bogu, że po prostu prawie wszystko od góry do dołu nam załatwi... I co więcej bez tych luksusów będziemy dalej szczęśliwi... Jakoś sobie tego nie wyobrażam, ale może to mój problem właśnie i problem większości chrześcijan... Na dodatek jeszcze dochodzi żona, rodzina, krewni, którzy stwierdzą że mi odbiło... No ja chyba jestem z tych którzy za dużo myślą...

Martin
6 lat temu

No to są wyjątkowo trudne czasy, bo koncepcja państwa opiekuńczego wywróciła cały styl życia do góry nogami.

Jeżeli chrześcijaństwo ma być realistycznym sposobem na życie, a nie tylko rytualną kosmetyką bez większego znaczenia, to musimy sobie na te trudne pytania odpowiadać. Trzeba znaleźć tłumaczenie. Żeby "krzyczcie na dachach" tłumaczyć na "publikujcie w internecie" i tak dalej.

Jestem strasznie zdziwiony, że mało kto podejmuje się tego.

Nic dziwnego, że żywe, realne chrześcijaństwo w Europie zanikło prawie do zera, skoro odmawia znalezienia się w rzeczywistości i zamiast tego przechodzi tylko do sfery psychologii, przeżyć, intelektualnych rozważań itd.

Lukszmar
6 lat temu

Dokładnie tak. I ja też jestem strasznie zdziwiony, że kościoły dookoła i chrześcijanie w ogóle nie podejmują dyskusji na ten temat. Wszyscy jakby chowali głowy w piasek i udawali, że jak np. dadzą 10% miesięcznie komuś biednemu, pójdą na spotkanie grupki raz w tygodniu i ogólnie będą "żyć po chrześcijańsku" (czytaj przestrzegać zasad moralności chrześcijańskiej) to już wszystko jest spoko. Mnie z kolei od jakiegoś roku prześladują myśli, że może jednak wszyscy zmierzamy w złym kierunku trochę... Należałoby mniej myśleć o zarabianiu, zabawie, luksusach, własnym szczęściu, przyszłości ale bardziej o dawaniu, innych ludziach i realnej pomocy potrzebującym na co dzień. W końcu chrześcijaństwo to nie m być weekendowy dodatek czy coś. I staram się znaleźć sobie jakieś wyjście, czy sposób na życie który pozwoli mi być bardziej jak Jezus (działać jak on), ale przy okazji nie rozpierdzieli mi życia w drobny mak. Bo jak zeświruje, albo się powieszę to też nie będzie dobrze...

Paheu
6 lat temu

W moim codziennym życiu nie spotykam prawie wcale ani głodnych, ani spragnionych, ani nagich itp. Za to jest pełno nieszczęśliwych, którym niczego z podstawowych rzeczy nie brakuje. To co ma robić taki dzisiejszy chrześcijanin?

Lukszmar
6 lat temu

Paheu, możesz pomagać tym nie szczęśliwym odnaleźć szczęście (o ile umiesz). Możesz też poszukać tych głodnych, biednych, itd. i im pomagać. W internecie jest też np. pełno zbiórek na ludzi chorujących na raka. Zawsze im można pomóc dając kasę na operacje i pisząc słowa otuchy. Ewentualnie możesz też zmienić pracę na taką gdzie bezpośrednio komuś pomagasz (o ile masz okazję).

I przede wszystkim spytaj Boga jaki kierunek najlepiej obrać. Może dostaniesz jakiś znak...

Paheu
6 lat temu

Na pewno umiem być dla innych, poświęcać swój czas dla kogoś pomimo zmęczenia. Wolontariat też jest (polecam Akademie Przyszłości). Nie mam stałej pracy i nie jestem na swoim utrzymaniu, męcze studia i chyba to jest problem. Chciałbym coś robić, ale nie wiem co. Prosiłem o jakąś wskazówkę, ale chyba nie potrafię jej dostrzec...

Lukszmar
6 lat temu

To już sporo robisz w mojej opinii Paheu (w porównaniu z resztą ludzi w Polsce). Chociaż fakt do Jezusa ci daleko, ale nie tylko tobie.

Generalnie, chyba większość chrześcijan ma z tym problem (o ile w ogóle go dostrzegają). Ja np. mam stałą pracę i nie najgorzej zarabiam. Owocami swojej pracy staram się dzielić z potrzebującymi. Poza tym, staram się pomagać tym których spotykam na swojej drodze i z nimi rozmawiać. Ostatecznie jednak też czuję, że to wciąż może być za mało. I myślę, czy by nie zmienić swojej pracy na jakąś inną mniej absorbującą, żebym po pracy miał więcej czasu na rzeczy ważniejsze. Ewentualnie, żeby zmienić pracę na jakąś w której bezpośrednio mógłbym pomagać ludziom i rozmawiać z nimi przy okazji o Bogu i życiu. To nie jest jednak takie proste. Nie wiem jaki obrać dokładnie kierunek. Też nie dostałem jasnej odpowiedzi od Boga chociaż prosiłem, albo jej nie odczytałem. Tak, więc na razie robię swoje i czekam na okazję do zmiany życia...

Paheu
6 lat temu

A jak to pogodzić, że raz Jezus mówi, aby się wyrzec wszystkiego co mamy. A potem przypowieść o rozliczeniu sług i chwalenie tych co inwestowali i przynieśli zysk?

Lukszmar
6 lat temu

Jezusa należy chyba obrać za swój ideał po prostu, do którego należy dążyć (chociaż może nie za wszelką cenę żeby nie zwariować czy coś). Przy czym, tego modelu nigdy nie osiągniemy. Zawsze będziemy trochę grzeszyć i nie pomagać tym którym powinniśmy czy po prostu lenić się i myśleć za dużo o dobrach doczesnych. Ale dzięki ofierze Jezusa zostanie nam to wybaczone o ile ktoś naprawdę był chrześcijaninem i się starał rzeczywiście naśladować Jezusa. Tak, więc jest to pewien idealny model życia. Z kolei przypowieść o rozliczaniu sług dotyczy konkretnego przypadku, który się może zdarzyć w życiu i który bierze pod uwagę typowe zachowania ludzkie. Innymi słowy zawsze na świecie będą leniwi i pracowici, biedni i bogatsi, pracownicy i pracodawcy, a ludzie są nieidealni generalnie. Stąd to na co wskazuje ta przypowieść to sprawiedliwe i mądre podejście do sprawy w takim świecie, z którego w przyszłości powinny pojawić się jakieś dobre owoce. Jednak jeśli chce się być jeszcze bardziej idealnymi i bliższym Jezusa to może w ogóle należy porzucić pracę zarobkową, wyzbyć się niepotrzebnych dóbr doczesnych, albo oddawać większość zysków potrzebującym, ewentualnie użyć ich do czynienia dobra jakoś

Co jeszcze?