No a ja mówię przeciwnie: życie dla siebie nie ma sensu. Nie daje satysfakcji ani spokoju, bo to egzystencja w celu podtrzymywania egzystencji. Bycie swoim własnym bogiem to istnienie po nic, brak znaczenia własnej egzystencji. Nie może na dłuższą metę satysfakcjonować życie, kiedy nie ma żadnego powodu, żeby w ogóle żyć. Żyje się wtedy nie wiadomo dlaczego i nie wiadomo po co, z rozpędu i z konieczności.
Można i tak. Ale są alternatywy. Może i są średnie, ale i tak lepsze życie z nie najlepszym celem niż życie kompletnie bez celu.
A sercu, to ja powiem, nie ufajcie. Bo jak mówił jeden prorok,"podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż może je poznać?"
Kwestionując otoczenie, trzeba przede wszystkim zacząć od kwestionowania siebie samego. Inni chcą, żeby za nimi iść i im wierzyć, bo tak im każe serce. Więc czemu dla odmiany ufać własnemu sercu, skoro tak widoczne jest, że serce kogoś innego jego oszukało? Problem nie w tym czyje serce dobrze prowadzi, tylko w tym, że koncepcja ufania sercu bez ograniczeń jest błędna.
Używanie rozumu jest lepszym rozwiązaniem. Też nie zawsze bezpieczne, ale generalnie przynosi dużo lepsze skutki niż ufanie sercu.