Ostatni odcinek przed wakacjami! A w nim temat, z którym łatwo się nie zgodzić: że według Biblii zasada "to co nie krzywdzi innych, jest dozwolone" nie zawsze wystarczy. Biblia ma też inną zasadę - o tym w odcinku.
A wiesz Martin, ile razy z Odwyku wynosiłem coś zupełnie odwrotnego do światłości? Nie wiem, czy może tak bezpośrednio mówiłeś: "możesz kłamać", ale na pewno teza "grzech to to, co robi krzywdę" była dla mnie usprawiedliwieniem wielu brudnych rzeczy...
I tak się zastanawiam teraz, czy ty faktycznie od zawsze miałeś taką postawę "człowieka światłości", czy może dopiero ostatnio doszedłeś do tego miejsca?
No, to znaczy, że to potrzebny odcinek był.
Ja w sumie zacząłem od tego miejsca, a dopiero potem myślałem w kierunku "ważne, że nie krzywdzi". W Odwyku raczej rozumowo staram się podchodzić do tematów, bo to argument, który można zrozumieć i można podyskutować. Jakbym mówił o światłości i ciemności, to by się uczuciowo i filozoficznie zrobiło, a tego unikam.
Jeżeli rzeczywiście żyłeś zgodnie z zasadą "grzech to to, co robi krzywdę" no to raczej nie miałeś wielu możliwości robienia brudnych rzeczy, nie? Przecież o wiele ważniejsze jest robić coś dobrego, pożytecznego dla innych, niż dbać o własną czystość. Miłość, którą Jezus tak promował, to przecież działanie dla innych, a nie pilnowanie siebie. Faryzeusze robili to drugie kosztem pierwszego, za co ich Jezus strasznie krytykował:
"Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, że dajecie dziesięcinę z mięty i z kopru, i z kminku, a zaniedbaliście tego, co ważniejsze w prawie: sprawiedliwości, miłosierdzia i wierności; te rzeczy należało czynić, a tamtych nie zaniedbywać" [Mat 23:23]
Dzięki Martin za ten odcinek.
Uwielbiam chodzić "z podniesioną głową" i nie mieć sobie nic do zarzucenia - to daje taki spokój wewnętrzny, czuję wtedy światłość.
Czasem robię jednak coś, czym nie chcę się przed nikim "chwalić" - teraz już wiem, że jeśli mam opór przed ujawnieniem jakiegoś mojego postępku, to po prostu (niezależnie od tysiąca usprawiedliwień) odeszłam od światłości i mam za swoje (niepokój i niezadowolenie).
Jeszcze raz dzięki! Czuję większą motywację, żeby jednak ze Światłem mieć po drodze.
No i teraz wiem, jakie pytanie sobie zadać, gdy będę miała wątpliwość, czy coś co chcę zrobić, jest OK, wystarczy spytać siebie: "Czy nie przeszkadzałoby Ci, gdyby inni się o tym dowiedzieli?"
ad 3:30
Uprościłeś w rzeczywistości wygląda to inaczej: po ukończeniu szkoły masz do zrobienia/ wykonania pracę/zadanie z swojej dziedziny do której masz formalne uprawnienia. Jeżeli nic nie pamiętasz z wiedzy koniecznej do wykonania powierzonej rzeczy i nie masz możliwości szybko i skutecznie się douczyć, to akurat krzywdzisz osobę, która Ci to powierzyła. Ściąganie to połowa negatywu, bo jak się ściąga, to zwykle ma się luki w wiedzy, ale druga połowa do zapominanie. To czy kogoś skrzywdzimy czy nie zależy od stanu potrzebnej na konkretna okazję wiedzy, ściąganie w szkole ją obniża, a niszczy ją zapominanie [jak się czegoś nie używa to się z czasem zapomina jak to działa]. Co do ściągania rzeczy niepotrzebnych, to sprawa jest łopatologiczna.
W dawnych czasach kiedy mało kto miał drukarkę korzystałem z tego że ojciec miał :)
I zarabiałem na ściąganiu - sam uczyłem się pisząc ściągi drukowałem i na wejściu do sali sprzedawałem po 1-2 zł :), jedna klasówka zysk ok 10-30 zł w tamtych czasach to było sporo :)
Czy to było dobre czy nie hmm no ale po owocach ich poznacie.
W każdym razie zmieniłem nastawienie do klasówek, bardzo mi sie podobały. Choc w pewnym monecie rozwineła się konkurencja - były ściągi foliowane (taśmą klejącą)), czy też całe drukowane na folii. Efektem tego było to, że coraz więcej osób zaczęło się uczyć pisząc ściągi, coraz więcej osób pamiętało o tym kiedy i z czego bedzie sprawdzian, coraz więcej ludzi zaczęło lepiej notatki robić bo ludzie chcieli zarobić na coraz lepszych ściągach :)
Co do nieszkodzenia innym przez ściąganie to jeszcze mi się pewne kontrargumenty nasunęły na myśl.
1. Ściągając ma się lepsze oceny niż te na które się zasługuje i można tym sposobem dostać stypendium naukowe, które w normalnych warunkach przypadło by komuś innemu. Pomijam tu etykę pobierania stypendiów. Czyli szkodzimy tu sprawiedliwym kujonom.
2. Ściągając możemy przejść studia nie ucząc się wszystkiego co wymagane do ich przejścia. Potem wychodzimy na rynek pracy i obniżamy renomę danej uczelni. Czyli szkodzimy uczelni.
3. Jeśli komuś by się udało ściągać na maturze to potem może komuś zająć miejsce na jakimś kierunku gdzie jest więcej chętnych niż miejsc.
Wydaje mi się, że ciężko jest czasem ocenić czy nasze oszustwo nikomu nie zaszkodzi, więc lepiej w ogóle nie oszukiwać (chyba, że oszukujemy nazistów, że nie mamy żadnych żydów w piwnicy).
Stypendium dostaje się za średnią ocen, a nie za bycie liderem.
Obniżyć renomę uczelni można przez swój brak umiejętności i wiedzy, który może nastąpić z kilku powodów: uczelnia nie uczyła tego co potrzebne, a nam nie przyszło do głowy, by się uczyć zupełnie innych dziedzin wiedzy niż te w programie nauczania, lub minęło kilka lat od zdania jakiegoś przedmiotu i zapomnieliśmy o wiedzy, którą z sobą niósł.
Co do miejsc na uczelni, to kierunki mają punktowy próg przyjęcia, który się dość dynamicznie zmienia pomiędzy naborami (u mnie były trzy nabory). Jeżeli ktoś ma na tyle mocne nerwy i opanowanie, żeby na maturze za pomocą ściąg rozwiązywać zadania, pisać obliczenia i wnioski to mamy do czynienia z połączeniem komandosa z jasnowidzem.
Bardziej niż ściągi szkodzą braki w wiedzy w dziedzinie, którą chcemy wykonywać. Braki rodzą się z zapominania lub naszej powierzchowności na uczelni.
@7 Krzystof 1
Nie zgodzę się z Tobą, że stypendium jest za średnią ocen, a nie bycie liderem.
U mnie na uczelni było za średnią (od 4.0), a kasa na stypendia jest z góry ustalona. Skutek był taki, że ludzie dostawali po 40-150 zł stypendium miesięcznie.
U mojej żony na uczelni było ustalone, że stypendium dostaje 15% najlepszych studentów. Skutek był taki, że liczba studentów otrzymujących stypendium była stała, pieniądze przeznaczone na stypendia też, więc ludzie dostawali po 600-800 zł stypendium miesięcznie.
A więc wszystko zależy od uczelni.
Hej a gdzie w Bibli jest fragment by nie przysięgać??
Mat 5:34 - Mat 5:37:
A Ja wam powiadam, abyście w ogóle nie przysięgali ani na niebo, gdyż jest tronem Boga, ani na ziemię, gdyż jest podnóżkiem stóp jego, ani na Jerozolimę, gdyż jest miastem wielkiego króla; ani na głowę swoją nie będziesz przysięgał, gdyż nie możesz uczynić nawet jednego włosa białym lub czarnym.
Niechaj więc mowa wasza będzie: Tak - tak, nie - nie, bo co ponadto jest, to jest od złego.
Albo tu Jk 5:12:
"Przede wszystkim zaś, bracia moi, nie przysięgajcie: ani na niebo, ani na ziemię, ani na nic innego się nie zaklinajcie. Niech wasze "tak" - znaczy "tak" a "nie" - "nie", abyście nie byli sądzeni."
W przypadku mojej uczelni mówimy o 300zł na miesiąc, jeżeli nie "osz*ą" studentów [jak to miało miejsce ostatnio]. Rodzi się pytanie, czy ludzie są "ok" kończąc uczelnię i posiadając wszystkie umiejętności do wykonywania zawodu, czy też są "ok" bo byli posłuszni systemowi kształcenia. Uczę się na studiach inżynierskich na pierwszym semestrze miałem socjologię, starszy znajomy na studiach matematycznych miał filozofię przez sporą część czasu. To przykładowe przedm., które można wystawić na śmieci. Na przedmiocie o nazwie Przeróbka Kopalin Stałych wykładowca [mgr inż.] postanowił opowiedzieć studentom jak wygląda wydobycie diamentów z nadawy [czyli tego co górnicy wykopią, piachu, kamieni, ziemi, skał i kopaliny użytecznej]. Gadał niezmierne pierdoły i zapytał się czy się z nim zgadzam, a że byłem tym tematem bardzo zainteresowany od kilku miesięcy to wyprowadziłem go z błędu, on natomiast powtórzył swoją wersję i się zapytał, czy już mu wierzę, ja na to, że nie, ale jeszcze sprawdzę, gdybym się mylił. On też se sprawdził. Przyszło kolokwium zaliczeniowe, rozwiązałem je całkowicie poprawnie, gdybym pisał ze ściąg to na ściągach byłoby to co miałem w głowie, zaliczyłem, na jaką ocenę?
Tak nie w temacie troche, ale zastanawiam się czy takie coś jest w biblii
natemat.pl
(filmik na dole)
Pewnie , że jest, tylko w Biblii, były to obrazy i posążki Isztar, które pielgrzymowały po kraju. Biblijny zwyczaj.
Zobaczcie na co trafiłam :P Jakkolwiek odpowiecie będzie to odpowiedź. No i jak tu nie myśleć o tym, że Biblia nie jest jednolita ? :P
Grzechem jest to ze wykuwajac cos na pamiec, albo spisujac to ze sciagi mozna zaliczyc przedmiot.... Uczy sie nas odtworczego i bezmyslnego powielania informacji, .... A nie samodzielnego myslenia i rozwiazywania problemow...... Do popci z taka szkola. Wiwat wakacje :)
Pamięć ma to do siebie, że jest, była i będzie zawodna, liczą się umiejętności i spostrzegawczość. A druga sprawa to dobór materiału i sposób jego wykładania.
dopisek do postu nr 12
-3
@15 Ale się dałam wkręcić z tym Quizem ,profilaktycznie zrobiłam 2 raz i dopiero zakumałam że jestem robiona w bambuko :D Normalnie blondynka :D
W temacie eksperymentów Martina.
"Co robi mózg, by zabezpieczyć sobie długotrwale życiodajne pokłady? Każe tłuszczowi brzusznemu narastać. Z tego względu wielu osobom do tej pory szczupłym między 30. a 45 rokiem życia zaczyna powiększać się brzuch kortyzolowy [brzuch]. Im więcej stresów przeżywa dana osoba, tym więcej kortyzolu się wydziela i tym większy rośnie brzuch" Świat Wiedzy 7/2013 str. 58-61
Więc może jeść urozmaicone rzeczy, w racjonalnych ilościach, więcej się ruszać i mniej stresować?
Albo nie jeść w McDonaldzie....o przeprasza, przecież hamburgery są zdrowsze niż kotlety schabowe :-D
Ale jest dobrze powiedziane - "W walce z brakiem umiaru też jest potrzebny umiar"
Co do ściąg - ja nie wiem. Nie umiem ściągać, ale to chyba moja wina, bo zawsze siedzę w pierwszej ławce przed nauczycielami bo "Źle mi się z oczu patrzy" Za to korzystałem z gotowych odpowiedzi od kolegów z innych klas (regulamin tego nie zabrania). A ja mam takie pytanie - Czy ofiara Jezusa nie jest właśnie takim oszukaniem systemu?
No, dobra rada, Krzysztof. To spróbuję teraz prowadzić Odwyk, Kontestację, spółkę w Wielkiej Brytanii, księgowość, koncertować i występować publicznie i jednocześnie się nie stresować.
A w ogóle wydawało mi się zawsze, że od stresu to się raczej chudnie, a nie grubnie. Więc może się powinienem właśnie więcej stresować? Ale nie wiem już co miałbym jeszcze robić, i tak się stresuję raczej mało chyba. Zresztą wydaje mi się ta koncepcja kortyzolu bez sensu, przynajmniej u mnie - jak wiodłem życie zupełnie bezstresowe i wygodniutkie to organizm mi się zachowywał tak samo.
McDonald nie ma na nic wpływu. To jakieś mity i legendy. Były okresy, że jadłem tam codziennie, lub nie jadłem wcale, żadnych zmian nie zauważyłem. A kotlety schabowe to akurat jedna z okropniejszych rzeczy dla organizmu.
A Jezus nie oszukiwał systemu, tylko go rozwalił. System przykazań i zakazów się stał bezużyteczny, bo pojawiła się lepsza droga, ale tu nie było nic do oszukiwania - po prostu nowa rzecz powstała, a stara sobie została po staremu. Jako pomnik. Ale większość ludzi na świecie dalej idzie tą starą drogą, przez przykazania, rytuały i religie.
Myślisz, że moje życie jest mniej stresujące od prowadzenia Kontestacji? Mógłbyś się nieźle rozczarować przy zamianie miejscami ze mną. Ja akurat chciałbym życia, w którym 50% stresu odeszło w przeszłość, ale tak się nigdy nie stanie, bo wybrałem inną drogę życia niż przeciętny Kowalski. A stres wyrabia wiele dziwnych rzeczy z organizmem człowieka.
Co Bóg na stres? Czy On dla nas chce życia w ciągłym napięciu? Wydaje mi się, że nie.
@15, większość to drobne nieścisłości lub zdania wyrwane z kontekstu.
@19, Dem3000 już pokazał co robić żeby schudnąć, trzeba się codziennie przez miesiąc obżerać fastfoodami zjadając 5000kcal dziennie. Działa przynajmniej jak na wejściu masz ponad 100 kg :P
@24 o tej diecie słyszałem, podobno działa, ale nie znam nikogo, kto chciałby bawić się z cholesterolami.
Krzysztof, a skądże ja mam wiedzieć jak stresujące masz życie? Ja przecie o swoim mówię, nie mam się jak nie stresować.
Życie w ciągłym napięciu to na pewno nie to, co chce Bóg dla nas, ale czy da się zbudować cokolwiek bez ryzyka, walki, narażania się? A to wszystko oznacza stres. Napięcie jest konieczne, żeby swoją trudną robotę dobrze zrobić. Bezstresowa jazda po ulicach Warszawy dobrze się nie skończy. Trzeba się skupić i napiąć.
Ja myślę, że to nie ze stresem problem, tylko z umiejętnością znoszenia go i odpuszczania sobie. Chrześcijanin, co żyje z Bogiem blisko znacznie mniej się napina, bo ma taki "wiekuisty dystans", świadomość, że te ważne sprawy wcale nie są takie wielkie. Bóg jest daleko większy. Bezcenny na stres jest szabat! jeden dzień bez napięcia zwykle wystarcza żeby się rozluźnić i pięknie odpocząć.
Ale ja sobie tak myślę czy stres ma coś do chudnięcia/grubnięcia, bo taki temat się pojawił. Ja tam nie wiem. U siebie nie zauważyłem zależności. Ma ktoś jeszcze doświadczenia?
Szczerze? Stres ma wpływ na chudnięcie/grubnięcie.
Ale to już zależy od organizmu. Jednym stres sprawia, że organizm w obronie robi zapasy (tłuszcz) i człowiek grubnie, a u innych organizm nie robi zapasów, a człowiek ze stresu mniej je... przez co chudnie. Zależy od człowieka.
Nie wiem tylko czy to ma bardziej coś wspólnego z genetyką, czy może z jakimiś nawykami z dzieciństwa (wychowaniem albo urazem).
Tutaj już moje podejrzenie/teoretyzowanie. Być może jak jako dziecko jadło się racjonalnie (odpowiednio do wieku, wzrostu, wysiłku), to podczas stresu człowiek chudnie. A jak za młodu miało się okresy głodu i obżarstwa (raz było co do garnka włożyć, a raz nie było nic), to organizm nauczył się robić zapasy - przygotuje się na okres głodu, odkładając tłuszcz podczas dobrego okresu. Problem w tym, że człowiek się zacznie dorabiać/stabilizować i na jedzenie będzie miał ciągle, co w połączeniu ze stresem... ciągle zapasy i zapasy. Ale to tylko moje obserwacje, nic potwierdzonego :)
@23 No coz niektorym to potrzebne zeby sie utrzymac w ryzach ;) relacja Bog-czlowiek jest indywidualna, a wiec dla kazdego inne zadania :) inne obciazenia. Gdzies tez kiedys czytalem (slyszalem), ze Bog nie wklada na nikogo ciezarow wiekszych niz moglby uniesc. Mysle, ze Bog wierzy w Ciebie i we mnie bardziej niz vice versa! pozdrawiam
Z tym szabatem, to muszę się zastanowić. Na dobrą sprawę ja nigdy nie obchodziłem żadnego dnia wolnego od pracy w tygodniu. Ja bardzo dużo pracuję za biurkiem, resztę czasu albo na polu, albo na budowie, albo za kółkiem. Wczoraj reperowaliśmy na polu siatkę, bo złodziej zamiast przez bramę wejść, to rozciął siatkę przeciw dziczyźnie i pooglądał, że ogórków jeszcze nie ma. Gdyby nie okulary wydłubałbym sobie prawe oko sterczącym prętem. Wiecie, taka leśna siatka...