Poczekałem, poczytałem, posłuchałem, a teraz się wypowiem.
Bóg działa i to, że my nie odpowiemy złem na zło, to wcale nie znaczy, że zło zatryumfuje. Nie ma skrajności "skoro nie leję w mordę, to będę się patrzył jak zabijają", ale nie ma też bierności. Przykłady padły i tu, i na FB Martina. Więcej da wiara i rozmowa, niż agresja i wojna. Co widać oczyma - wróg atakuje, czego nie widać oczyma - działanie Boga. Gdzie patrzymy tylko oczyma i nie ufamy w mądrość Boga, tam się kończy chrześcijaństwo.
Jezus kazał traktować innych na równi z sobą. "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego." (polecam przeczytać razem z kontekstem [Mat 22]) - nie mniej, nie bardziej. Dał nam wzór, aby nie dochodzić sprawiedliwości za wyrządzone zło (końcówka [Mat 5] i dalsze) oraz mówił, żeby traktować innych na równi z sobą. Wiedząc to, jak możemy podchodzić do poglądu, że mamy bronić inne osoby mniej lub bardziej niż nas samych? Jeśli chcemy naśladować Chrystusa, to absurd jest tu oczywisty.
Zaufanie do Chrystusa wychodzi właśnie przy takich sytuacjach i trzeba się modlić, żeby nam go nie zabrakło, gdy taka sytuacja nadejdzie i emocje będą zaczynały brać górę. Zgadzam się z Martinem.
P.S. "AKCJA-ŚWIĄTYNIA": Polecam rzeczową analizę 4 opisów tego wydarzenia: rebelya.pl