Izba wytrzeźwień: Kiedy lepiej mieć małego

3 lata temu

82min

Ludzie sobie zbierają, ludzie sobie gromadzą, ludzie sobie powiększają - a w ogóle nie żyją. Dlaczego tak trudno wziąć się za zmiany?

Dyskusja

Lukszmar
2 lata temu

Kurde, ja was jednak nie rozumiem Martinie (ciebie i tego drugiego człowieka co pracuje jako konduktor). Nie rozumiem tej chęcią robienia sobie samemu problemów - jak, dla mnie to jest jednak trochę masochizm. Rozumiem, gdzieś pojechać w jakimś celu, żeby coś przeżyć, komuś pomóc, coś ciekawego zrobić. Ale tak z dupy, nie wiadomo po co, pchać się w najgorsze miejsce, jeszcze w za małych czy dziurawych butach... Nie, to do mnie jakoś zupełnie nie trafia. No kurde, ja lubię jednak chociaż trochę wygody, przyznaję się. Nie mówię Szeratony itd, ale hotel, a nie nocowanie w jaskini czy na dachu... Naprawdę, żeby coś przeżyć nie trzeba robić takich rzeczy umyślnie. Ja w każdym razie nie czuję potrzeby ku temu. Oczywiście nie znaczy to, że bym nie zrobił tego gdybym musiał - zrobiłbym pewnie. Jednak samemu się w coś takiego pchać, to jakoś mnie zupełnie nie zachęca. Chyba jestem zbyt logicznym i przezornym człowiekiem... Zbyt dużo od razu w głowie mam negatywnych scenariuszy, możliwych problemów i negatywnych konsekwencji. Oczywiście w porównaniu z przeciętnym Europejczykiem to jestem odważny, ale to co wy robicie to już praktycznie szaleństwo...

Martin
2 lata temu

Potrzeby się teraz czuje?
A jak się nie czuje, to znaczy, że ich nie ma, co?

Ja nie czułem potrzeby, żeby nie mieć wygodnego samochodu. Ja sobie zdawałem sprawę z potrzeby. Jakbym ja się kierował tym co czuję, to bym dziś był leniwy, gruby i miałbym zupełnie inną żonę, bo obecnej nie byłbym chyba w stanie zaimponować.

Gdybym ja czuł potrzeby, to bym dzisiaj był słabym i wylęknionym człowiekiem, który by się wolał widzieć, że jest logicznym i przezornym.

Kiedyś to ja miałem w głowie dużo negatywnych scenariuszy, możliwych problemów i negatywnych konsekwencji. A dzisiaj mam ich jeszcze więcej.

Dlatego właśnie wiedziałem, że nie mogę nigdy się kierować tym co czuję. A dzisiaj nie mogę jeszcze bardziej. Bo z czasem się robi trudniej a nie łatwiej. Domyślałem się już dawniej, że tak będzie, dlatego wiedziałem, że muszę zacząć coś robić najszybciej jak mogę. Bo jest realne zagrożenie, że przejdę już taki moment, kiedy nie będę już zdolny do zmian.

Ja nie mam dużo zalet wrodzonych. U mnie to wszystko kwestia woli i trzeźwości myślenia chyba. I na pewno zaufania do Boga. Ale zaufanie do Boga to też kwestia woli i trzeźwości myślenia, więc to chyba jest ta matka moich motywacji.

Lukszmar
2 lata temu

Na to wychodzi z potrzebami. Ale ok, ja wiem, że tak nie jest do końca. Nie zawsze to chcemy czy czujemy i myślimy, że chcemy jest, dla nas najlepsze. Tyle, że tego nikt tak naprawdę nie jest pewien - co jest, dla niego najlepsze. Wiem, też że Bóg czasem prosi czy radzi zrobić coś co wydaje się bez sensu (przynajmniej pozornie). Tyle, że to Bóg to radzi konkretnie i daje możliwości. U ciebie Martinie takie podejście jakie tu prezentowałeś się ogólnie dobrze sprawdziło, ale czy tak jest zawsze... No nie wiem. Ja mam wrażenie, że "przeginanie" mocno z ryzykiem też może być kiepskim pomysłem, dla większości ludzi. Nie wszyscy to od razu "udźwigną", takie duże wyzwania i trudności. Spójrz na to też w ten sposób: Ok, chcę, żeby coś wyjątkowego działo się w moim życiu. Chcę poczuć że żyję, jak by to zrobić.... Hmmm już wiem, wbiję sobie nóż w nogę i trafię na pogotowie! Będzie super ubaw! Może poznam kogoś niezwykłego, itp. A noga... Co tam noga! Bóg mnie na pewno uzdrowi.... To brzmi jak szaleństwo, masochizm i duża skrajność. Ja już jestem szczęśliwy. Co prawda, mniej się wyjątkowych rzeczy dzieje u mnie niż u ciebie Martinie, ale jednak one też są. Tak, więc jestem ostrożniejszy.

Martin
2 lata temu

A czemu cię to interesuje czy tak jest zawsze?
Mnie na przykład interesuje czy działa u mnie. Ja nie rządzę światem, nie interesując mnie statystyki tylko - za przeproszeniem - mój tyłek. Oraz tyłki przyjaciół.

U mnie działa. U nich też. Czy zawsze? Nie wiem.

A co do przeginania: czy gdzieś w Biblii jest ostrzeżenie przed tym, że można za bardzo ufać Bogu? Czy jest historia kogoś kto zaufał a Bóg go złośliwie zostawił samego, ku przestrodze dla innych, żeby nigdy nie byli niczego pewni? Czy można Boga kochać skrajnie? Czy Bóg nakazuje ostrożność?

Chcesz się bać i wymyślać sobie scenariusze, to się bój i wymyślaj. Ale rób to uczciwie i nie ubieraj tego w szaty rozsądku i ostrożności. Strach to nie rozsądek, odwaga to nie jest przeciwieństwo rozumu. Wyjazd do nieznanego kraju bez określonego powodu to nie to samo co wbijanie sobie noża w nogę.

Zwróć uwagę, że cały czas teoretyzujesz. Skoro niczego nie sprawdziłeś to skąd wiesz co będzie jak wbijesz ten nóż? Niewiele jest warte twoje przewidywanie, bo opisujesz tylko własną wyobraźnię. Sprawdź czy coś działa, wtedy będziesz wiedział. Wtedy podziel się z nami.

Ale ani o rozsądek ani o ostrożność w tym wszystkim nie chodzi.

Lukszmar
2 lata temu

No nie przekonałeś mnie jeszcze Martinie, że tu nie chodzi o rozsądek i rozważność... W końcu tyle jest negatywnych rzeczy się dzieje na świecie, a Bóg to nie Święty Mikołaj. Pewnie wrócimy jeszcze do tematu, czytaj jeszcze kiedyś ci tym dupę pozawracam :-P. Chociaż przyznaję w Biblii nie znalazłem nic na ten temat, że można za bardzo ufać Bogu, czy za bardzo go kochać... Jednak o ostrożności/rozwadze/mądrości/rozsądku w postępowaniu i tym, żeby Boga nie sprawdzać "coś" się znajdzie. No, ale ostatecznie w Biblii też nie znalazłem zapewnienia, że Bóg cię zabije/ukarze za każdy nawet najmniejszy błąd, czy jak zrobisz coś głupiego to ci Bóg na pewno nie pomoże... W sumie jest raczej na odwrót o ile tylko nie krzywdzisz innych ludzi.

Martin
2 lata temu

No z Bogiem to akurat rozsądek nakazuje postępować raczej nieostrożnie niż ostrożnie.
Saul był ostrożny i rozsądny, a w końcu tak tym rozczarował Boga, że odebrał mu wszystko i na jego miejsce postawił Dawida: kompletnego wariata, który się rzucał sam na uzbrojonego jak czołg Goliata.

Jezus też nie powołał ostrożnych i wyważonych uczonych w Piśmie, tylko młodych, narwanych rybaków. Niektórzy byli tak nieopanowani i lekkomyślni, że nazywali ich "Synowie Gromu". Ta historia powtarza się w Biblii tak często, że mój mały rozumek nakazuje mi raczej przesadnie ryzykować niż być przesadnie rozsądnym.

Ostatecznie wolę być Dawidem niż Saulem.

Kwestia gustu.

Co jeszcze?