No ja rozumiem słowa Jezusa tak jak są tam one napisane, a ty jak rozumiesz?
Że Jezus powiedział coś do Jana, mianowicie. Tak tam jest napisane. Ja nie mam na imię Jan. Mnie to nie dotyczy.
Jestem gorącym zwolennikiem czytania tego, co tam jest napisane, a nie tego co byśmy chcieli tam zobaczyć.
A co do matki: czy jest na sali ktoś, kto sobie wybrał mamę? No ja nie. Byłby to na pewno ciekawy przypadek, ale zgodnie z definicją słów nie da się zrobić czegoś takiego jak "wybrać sobie matkę". Matka musi być przed dzieckiem, inaczej gadamy bez sensu, poruszamy się w sferze absurdu.
Maria była matką Jezusa, jak wiemy, ale określenie "matka Boga" definiuje ją jako kogoś, od kogo pochodzi Bóg, a nie ciało człowieka. Stawia ją to ponad Bogiem, jeżeli nawet nie pozycją, to przynajmniej chronologicznie i, że tak powiem, genealogicznie. Znowu: pod warunkiem, że nie chcemy żyć w ciągłym absurdzie.
Mi nie jest z absurdem dobrze, więc nie mogę użyć określenia "matka Boga", bo to przyjmując Biblię to nonsens - Bóg nie miał rodziców i nie pochodzi od nikogo. Sugerowanie czegoś przeciwnego może Boga wnerwić, bo jest on czuły na punkcie własnej chwały, którą, że przypomnę, się nie dzieli.