Memento mori

4 lata temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
77min

Filozofia, żeby żyjąc pamiętać o śmierci, nie wzięła się z Biblii. Można ją znaleźć w wielu kulturach, ale z czy Biblią jej po drodze? Czy Jezus kazał myśleć o śmierci?

I czy lepiej pamiętać o śmierci czy żyć nie myśląc o tym? Jakie są konsekwencje?

Przy okazji odcinek zawiera odpowiedź na pytanie o ostateczny sens życia, śmierci, Boga, człowieka i całej historii świata: po co to wszystko.

Dyskusja

Don Camilo
4 lata temu

Wydaje mi się, że samo memento mori i "życie" nie zaprowadzą do szczęścia. Potrzebna jest jeszcze wdzięczność - nie zrodzona przez szczęście ale owo szczęście dająca.
Ferdynand Kiepski nie ciuła, nie marnuje życia na zarabianie kasy, jest ptakiem i lilją jednocześnie, dla niego każdy łyk herbaty to przygoda. Ma życiowe cele - przyjemności cielesne. Ciągle robi sobie dobrze, a jednak nie jest szczęśliwy.

Martin
4 lata temu

No ja Ferdka dobrze nie znam, ale wydawało mi się z daleko, że na swój chamski sposób jest szczęśliwy. Mniejsza z nim.

Fakt, wdzięczność to jest faktycznie coś, bez czego nie wyobrażam sobie jak można być szczęśliwym. Ale myślę, że wdzięczność to konsekwencja, nieuchronny skutek postawy zachwytu życiem. Czy da się pływać w tym wielkim oceanie życia z radością a nie być wdzięcznym?

A może to tylko kwestia nazw. Bo wdzięczność sugeruje adresata: można być wdzięcznym tylko komuś (albo jak się uprzeć to: czemuś). Sugeruje to jakiś prezent. I narzuca się tutaj od razu stwórca.

Ale czy można mieć tą postawę radości, zachwytu życiem bez adresata, bez uznania autora tej naszej fajnej piaskownicy? Czyli też i bez wdzięczności, ale zamiast tego czymś w rodzaju no, takiej po prostu radości? Wydaje mi się to możliwe. Chociaż trochę dziwne, bo gdzieś tu wyczuwam niekonsekwencję, jakiś brakujący element, niekompletność takiej postawy.

Ale jeżeli komuś z tym dobrze i mu starcza, to myślę że może być szczęśliwy i celebrować życie jako cud - że cud nie od Boga. Może w rzeczywistości uprawia on po prostu wdzięczność wobec Boga, którego nie zna?

Jedno co wiem to że z Bogiem zdecydowanie łatwiej.

Kamilowski
4 lata temu

Siema. Martin ja pracuje w okolicach branży medycznej i rozmawiałem z wieloma lekarzami i ratownikami medycznymi na temat tego wirusa. Sama choroba nie jest gorsza, w przebiegu niż zwykła grypa ale sposób a przez co szybkość rozprzestrzeniania jest o wiele większa niż w przypadku grypy. Co więcej przebieg samej choroby wymaga niejednokrotnie użycia respiratora. Problemem jest występowanie wielu przypadków na raz versus wydolność naszej służby zdrowia - ilość łóżek na OIOMach i ilość respiratorów oraz liczebność personelu. Poza tym panikę pogarsza fakt, że SARS-CoV-2 pojawił się dość szybko na całym świecie i jest czymś nowym i namacalnym. Może warto potraktować to jako jakieś ostrzeżenie. Piszę o ostrzeżeniu bo w piątek pojechałem do rodziców na Śląsk i po drodze zechciałem odwiedzić miejsce gdzie mieliśmy działkę. Jak tam jechałem to z prawie bezchmurnego nieba spadło kilka kropel deszczu. Od razu pomyślałem o tym żeby się tam nie zakopać autem w błocie ale zignorowałem tę myśl. Kilka minut później osiadłem podwoziem w półmetrowym błocie. Być może zignorowałem ostrzeżenie. Może teraz też żyjemy w dobie pewnego ostrzeżenia mającego na celu wywołanie refleksji u ludzi.

Martin
4 lata temu

Ostrzeżenie? Hm. A to jest ciekawy wątek.
Przypomniało mi się, że w Objawieniu Jana są takie plagi różne opisane że będą (albo już były?) i gdzieś tam jest też takie zdanie:

"Pozostali ludzie, którzy nie zginęli od tych plag, nie odwrócili się od uczynków rąk swoich, nie przestając oddawać czci demonom oraz bałwanom złotym i srebrnym, i spiżowym, i kamiennym, i drewnianym, które nie mogą ani widzieć, ani słyszeć, ani chodzić, i nie odwrócili się od zabójstw swoich ani od swoich czarów, ani od wszeteczeństwa swego, ani od kradzieży swoich".

Więc sugeruje się tutaj, że celem takich plag (przynajmniej jednym z celów) jest nakłonić ludzi do odwrócenia się od syfu, który robią.

Więc może i ma sens patrzeć na to w ten sposób: jako ostrzeżenie. No ciekawe.

Ale bardziej wygląda to na iskrę, która odpali prawdziwy kryzys, taki którego należy się naprawdę bać, który wisi już nad nami nisko: finansowy.

Tak czy inaczej zapraszam, żeby sobie pogadać o tym na Izbie Wytrzeźwień. W każdą środę o 20:00, tutaj. Wpadnij przed śmiercią!

Mirosław
4 lata temu

Ciekawy odcinek. Warto oddać tutaj głos hrabiemu Monte Christo, który stwierdził że: "...zbytnia dbałość o życie jest nam główną przeszkodą w wykonywaniu tych planów, które wymagają błyskawicznej decyzji, kroków energicznych i ryzyka. Ktokolwiek postawił życie na jedną kartę przewyższa od razu ogół bliźnich, a raczej bliźni nie są już mu równi - a powziąwszy tę decyzję, czuje od razu ogromny przybytek sił i widzi, jak rozszerzają się przed nim horyzonty..."

Martin
4 lata temu

Wow, nie pamiętam tego cytatu. Ale bardzo mi się podoba. Muszę jeszcze raz przeczytać Hrabiego, to naprawdę nieprzeciętna książka!

robert
4 lata temu

Witam wszystkich, to mój pierwszy wpis, zanim zacznę się czepiać muszę z naciskiem napisać, że "odwyk" bardzo mi się podoba i dobrze ponad sto odcinków już obejrzałem :-) A teraz do czepiania się ... generalnie z Martinem się zgadzam w podejściu do życia, żeby nie inwestować zbyt wiele swojego czasu tutaj na ziemi, bo i tak "toniemy" i nie ma co polerować brązów na Tytaniku. Ale ... żeby się dobrze bawić i czerpać radość z życia trzeba jednak sobie to życie zorganizować. Z umiarem oczywiście ale trzeba, puszczanie wszystkiego na żywioł łatwo może się skończyć pod mostem. Poza nielicznymi przypadkami większość nie miała by wtedy wiele zabawy i radości z życia, nie była by też zachwycona jego jakością. Choć na pewno jakąś wartość z tego można by wyciągnąć. Przypomina mi to taki dowcip, jak jedna para idzie i widzi przy drodze człowieka, który ma swoje przyrodzenie wyłożone na imadle i wali w nie młotem... jeśli nie znacie tego dowcipu to dokończę, jeśli nie to lepiej nie. Nie ma nic gorszego niż stare kawały ;-)

Artur
4 lata temu

Dopiero zacząłem słuchać odcinka i jestem na fragmencie, gdzie mówisz Martin o opisach w Biblii, że ktoś umarł. Te opisy się przeplatają, ale dwa są super: o pierwszy wspomniałeś, czyli dołączeniu do przodków a drugi to "Umarł syty swych dni". Cytat nie jest dosłowny, ale sam opis jest super i dużo znaczy, że umarł zadowolony z samego życia i jego długości też. :D

Martin
4 lata temu

Robert dobrze mówisz, ale nie w tym jest sedno sprawy.
Bo nie w tym rzecz czy życie organizować czy żyć spontanicznie, czy mieszkać w starym namiocie czy zbudować dom z łazienką.

Człowiek szczęśliwy co kocha życie, będzie żywy i szczęśliwy i w namiocie i w domu z łazienką. Człowiek nieszczęśliwy, który kocha śmierć, będzie nieszczęśliwy i w namiocie i w pałacu.

Więc dom z łazienką to jest ciekawa propozycja dla szczęśliwych. Ale dla nieszczęśliwych to jest tylko powiększanie nieszczęścia.

Sam żyłem i w namiocie i w dużym domu, i szczerze mówiąc, tylko pierwsze dni i tygodnie robią jakąś różnicę. Później człowiek się przyzwyczaja i wraca do swojego naturalnego poziomu szczęścia. Tyle że mu trochę wygodniej albo trochę mniej, albo ma trochę więcej czasu, bo nie musi prać majtek ręcznie albo trochę mniej czasu.

Poznałem faceta co w kilka rodzin, z morzem dzieci jeździł samochodami po świecie i mieszkał w warunkach, o których piszesz "nie miałby wtedy wiele zabawy i radości z życia". No ale miał. I dzieci miały. Na pewno daleko więcej niż koledzy z pracy z własnymi domami, połowa przed albo w trakcie rozwodu.

Tak że mówię: tylko człowiek żyjący i szczęśliwy powinien budować dom.

robert
4 lata temu

Ok, rozumiem. Mnie chodzi o taki bufor, który pozwoli mi zamortyzować zderzenia z rzeczywistością, te najbardziej bolesne. Taka otoczka porządku w morzu chaosu, to jest roztropność i myślę, że Jezus nie miałby nic przeciwko temu. Choć głowy nie dam :-) Ale mam rozum, jako jedyna istota na ziemi człowiek potrafi modelować rzeczy w głowie i przewidzieć wynik działania zanim faktycznie wcieli je w życie. Sęk w tym, żeby w otoczce tego porządku, który jest w morzu chaosu o tym chaosie nie zapomnieć. Myślę, że taki np. Św. Franciszek jak dla mnie to przesadził, ale może dla niego to było dokładnie to do czego został stworzony czy powołany. I tu jest pytanie: czy koniecznie zaufanie Bogu oznacza oddanie mu pełnej kontroli nad własnymi sprawami, również nad organizacją swojego życia, planowaniem wydatków, odkładaniem czegoś na "czarną godzinę" ? Rozumiem, że mamy być jak dzieci, ale czy dosłownie ? A może to kwestia indywidualna, zależna od tego do czego go Bóg zaprojektował ?

Martin
4 lata temu

Taką amortyzacją zderzeń z rzeczywistością miał być właśnie Bóg, którego udostępnił nam Jezus.

O tym są te przypowieści, np. ta o gościu, co sobie zbudował amortyzację a potem powiedział do duszy: "Duszo, masz wiele dóbr złożonych na wiele lat; odpoczywaj, jedz, pij i wesel się. Ale Bóg mu powiedział: Głupcze, tej nocy zażądają od ciebie twojej duszy, a to, co przygotowałeś, czyje będzie? Tak jest z każdym, kto gromadzi skarby dla siebie, a nie jest bogaty w Bogu".

Wydaje się, że to krytyka chciwości, bo jest mowa o skarbach. Ale skarby gromadzone ze strachu przed przyszłością to dalej skarby i człowiek co na tym polega, dalej nie jest bogaty w Bogu.

Nie w tym problem przecież że ktoś coś rozsądnego buduje, tylko w tym, że tak robiąc zmienia mu się perspektywa. I będąc mądry, ostatecznie wychodzi na głupka, tak jak ci co są dziś przerażeni wirusem. Bo chcieli się mądrze zabezpieczyć, a właśnie odkrywają, że to była fikcja. Ale dla tych, co są bogaci w Bogu nic się nie zmieniło. Śpią spokojnie.

Oddanie Jezusowi pełnej kontroli nad życiem, to jest definicja chrześcijaństwa. Da się inaczej? Wg Jezusa nie można dwom panom służyć, więc pewnie przyjdzie czas że trzeba będzie wybrać.

robert
4 lata temu

To chyba dotyka sedna problemu, to co napisałeś o służeniu dwóm panom. Jeśli wierzy się, że Jezus jest synem Boga i przez niego mamy do niego dostęp to możemy sobie być przezorni i planować, bo nie przesłoni nam to tego, od kogo i tak wszystko zależy. Ta wiara, szczera, że mamy tutaj drogę na skróty do Boga, poprzez Jezusa i o cokolwiek szczerze poprosimy to dostaniemy, jest IMO definicją chrześcijaństwa. U mnie jest też trochę tak, że skoro Bóg stworzył mnie na swój obraz i podobieństwo, w oryginale żydowskim nawet jest napisane jakoś tak, że nie tyle na obraz co w/g tego samego schematu konstrukcyjnego czy też ideowego. Czyli też chcemy tworzyć, ja też chcę tworzyć i stąd mój pewien opór przed wyrzeczeniem się kontroli :-) Zresztą byłeś/jesteś programistą, ja też jestem programistą i idea, że słowo ciałem się staje jest dla programisty bardzo namacalna. Swoją drogą trochę się nawet dziwię, że odszedłeś od programowania, szczególnie, że byłeś dobry. To powiedziałbym bardzo "Boska" profesja w sensie twórczym ;-)

Martin
4 lata temu

Heh, nie odszedłem od programowania i jestem jeszcze lepszy niż byłem.
Myślisz, że tą stronę, na której piszemy to kto zrobił?
Po prostu nie zarabiam na tym teraz.

A teraz to robię grę. Najchętniej to bym robił dziwne, śmieszne, ironiczne gry i na tym zarabiał. Ale nie lubię sprzedawać, reklamować i szukać klientów, więc pewnie nie będę.

I może dobrze, bo zdaje mi się, że się bardziej przydaję w tym kiedy pomagam ludziom w tym żeby mieli więcej szczęścia w życiu. Ostatecznie po to jest Odwyk, i temu ma służyć i lepsza znajomość Biblii i promowanie postawy typu "biorę swoje życie w swoje ręce - nawet jak się pomylę".

Ale wątpię, że wytrzymałbym długo bez programowania czegoś-tam na boku. Tworzenie, budowanie, konstruowanie, wymyślanie - za bardzo mnie to pasjonuje.

Paweł
4 lata temu

Po tym (swoją drogą bardzo dobrym i jednym z najlepszym od dłuższego czasu) odcinku zacząłem się zastanawiać, czy człowiek który mementuje powinien mieć dzieci.
Bo jeśli tak, to musi się liczyć z tym, że każdego dnia może je osierocić. A rodzic, który stara się za wszelką cenę przeżyć, będzie miał co prawda gorsze życie, ale nie zostawi swoich dzieci samych. Przynajmniej jest na większa szansa, chociaż każdego dnia może umrzeć nie zależnie od tego czy menentuje czy też nie. Więc, czy w takiej sytuacji w ogóle powinno się mieć dzieci?

Martin
4 lata temu

To jest dobre pytanie. Ale nie odpowiem, bo mam kupę przemyśleń co prawda, ale nie mam dzieci.
Chętniej bym usłyszał co inni mają do powiedzenia. Najlepiej tacy co mają dzieci i mementują.

Jak to widzicie rodzice-memenciarze?

KarolinaH.
4 lata temu

Ja mam dwie córki. Mementuję od lat siedmiu. Mementowanie nie zwiększa szans na śmierć. Właśnie prędzej to staranie się przeżyć za wszelką cenę. Bo ta cena to są często pogrzebane relacje z dziećmi, choroby somatyczne i uczynienie dzieci spadkobiercami takiego poglądu na rzeczywistość. Zresztą nieposiadanie potomstwa z lęku przed osieroceniem go (niepowstrzymywalnym żadną dostępną metodą zagwarantowania sobie długowieczności) jest właśnie skutkiem ubocznym tych uśmiercających potencjał życia starań o przeżycie. Memento mori daje kopa do cieszenia się życiem, póki trwa, czego dzieci są beztroskim wcieleniem.
btw. W filmie "Troja" jest taki fajny moment, jak Achilles tłumaczy swojej ukochanej, że bogowie zazdroszczą nam śmiertelności, bo każdy dzień dla nas jest niepowtarzalny, każda chwila może być jedyna, nawet ostatnia, więc wszystko jest z automatu piękniejsze.

Co jeszcze?