Jedni są nieśmiali, bo się nie nauczyli śmiałości, a inni bo tacy się urodzili. Z drugiej strony są tacy co są pewni siebie do przesady.
Tak na czuja wydaje się, że Biblia powinna chwalić nieśmiałych a potępiać pewnych siebie, bo pokornych Bóg lubi a pysznym się sprzeciwia. Ale jak się przyjrzeć konkretom to coś to się nie zgadza.
Jest to trochę bardziej skomplikowane, ale nie na tyle, żeby się nie dało ogarnąć w godzinę, więc posłuchaj odcinka a potem napisz co o tym myślisz, bo już mi się nie chce tak samemu gadać.
Od dziecka jestem nieśmiały, introwertyczny, lekki asperger, a czasem dupa wołowa, więc powinienem się tu wypowiadać jako ekspert.
Powiem więc, że mam wielki problem z ocenieniem się samemu sensownie. Ludzie mi często mówią, że robię coś dużo lepiej, niż mi się wydaje, że robię. Ale ciężko mi przyznać im rację, bo oni nie znają się na mojej branży, więc ja wiem lepiej. Z drugiej strony, ostatnio usłyszałem od współpracownika, że to, co my tu zarabiamy, to jest praca charytatywna. Może jak ktoś jest nieśmiały, to raczej zaniża swoją wartość, a jak śmiały, to częściej zawyża.
Nieśmiałość często blokuje, zwłaszcza w kontaktach na żywo. Ale jak dawniej miałbym ogromny problem, żeby napisać taki komentarz, albo pogadać o tym z kimkolwiek, to po latach ćwiczeń mam problem dużo mniejszy. Problem nadal siedzi gdzieś z tyłu głowy i zniechęca, ale nie blokuje całkowicie. Trzeba tylko czasem odważać się zrobić coś, na co się nie ma śmiałości. Nie musi to być nic wielkiego - zagadanie do kogoś, niekoniecznie obcego, zadzwonienie, uśmiech nawet. Małe kroczki. Przydają się też przyjaciele, którzy ocenią z zewnątrz, coś podpowiedzą, a czasem dadzą kopa w dupsko na odwagę.
Ja se też skomentuję. Według mnie ktoś o tych programistach miał trochę racji. Jest dużo ludzi co dość szybko zaczną zarabiać 20tyś miesięcznie i mówią innym "Ciężko Ci? Wystarczy zmienić pracę, patrz jak ja sobie radzę jako programista.". Ja sam zwykle nie wierzę w swoje umiejętności, ale ja po prostu, podobnie jak Kazik, wiem jak wygląda moja branża i znam ludzi o niebo ode mnie lepszych. Do tego nie starałem się nigdy mocno i niespecjalnie mi się widzi otrzymywać komplementy za to co przyszło samo. Niektórzy muszą dużo bardziej się postarać, żeby mieć podobne rezultaty co ja i sporo pracują na to. Ale tak już jest, że liczą się rezultaty, a nie to ile kto pracy w coś wkłada - dlatego to trochę złożona kwestia i nie jest czarno-biała.
O jak dobrze widzieć, że nie tylko ja jeden mam z tym problem.
Swoją drogą ciekawe, że komentarze napisali najpierw ci bardziej nieśmiali, a nie ci bardziej śmiali. Może ci pewniejsi siebie zbyt swój czas cenią, żeby komentarze pisać albo coś?
Ja napisałem, bo poprosiłeś :D
Mi ten temat rozjaśnił dlaczego zawsze bardzo serio traktowałem wszystkich zamordystów chrześcijańskich z kościołów czy youtubeów.
Ci ludzie są jak politycy, są absolutnie przekonani i pewni tego co mówią ! nie ma tu mowy o jakimś zastanawianiu się, badaniu, jakiejś nie wiedzy, akceptacji tego że "może tak może nie" trzeba sprawdzić i się dowiedzieć, teraz nie jestem w stanie powiedzieć.
Jak ktoś pokazuje taki heroizm, tego że wie ! jak tu się nie bać ? jak tu nie brać tego do siebie ? to jest dopiero śmiałość wchodzić komuś do łóżka :)
Moja nieśmiałość wynika bardzo często z tego że zdaje sobie sprawę złożoności jakiegoś tematu, a tu ludzie czekają na twarde i śmiałe sądy o wszystkim, oczekując od nadawcy że jest bogiem.
Miałem czasami okresy kiedy byłem Dyzmą w grupach (obciach ), ale prawdopodobnie gdyby nie ja nie było by nic, a tak coś jest! nawet jeśli musisz słuchać że do dupy bo "Done Is Better Than Perfect"
Dzisiaj modni są geopolitycy youtubowi, piękna mowa, masa frazesów, pozory wielkiej wiedzy a tak naprawdę nie ma tam żadnej wiedzy, a słuchaczom wydaję się że to wiedza absolutna, teoria wszystkiego.
Toś mnie teraz przygnębił tym komentarzem.
Jak słuchałem odcinka, to przyszło mi do głowy, że może śmiałość i nieśmiałość to są narzędzia. Może Bóg potrzebuje i takich i takich. Może to się zmienia w zależności od sytuacji. A ja sam nie wiem, czy jestem śmiały, czy nieśmiały. Raczej myślę o sobie jako o nieśmiałym. Ale jak sobie przypomnę, co czasem robiłem, to muszę stwierdzić, że są wyjątki. Z resztą, to się też zmienia z czasem. A myślicie, że ma to jakiś związek z zaufaniem do Boga? Że mogę robić wszystko, bo w razie czego on mnie powstrzyma?
Ja też jestem zdania, że Bóg "wykorzystuje" zarówno nieśmiałych jak i śmiałych a potrzebni są jednakowoż. Patrząc choćby na Martina przykładzie bardzo do mnie trafia Twój przekaz dzięki temu, że jesteś właśnie, wbrew pozorom, taki "nieśmiały". Wiele trzeba mieć bowiem moim zdaniem śmiałości żeby tak szczerze i bez ogródek wyrażać swoje zdanie :) Po liczebności "słuchaczy" można natomiast wnioskować że Twój niekomercyjny przekaz bez "świateł i dymu" jest ogromnie potrzebny bo trafia do tej części, do której ma trafić! :) Tak oto Bóg wykorzystuje każdego w odpowiednim momencie i "odpowiednim gronie". Jak ktoś chce znaleźć to znajdzie. Mam nadzieję, że to nie falszywa skromność podpowiada że jesteś nieśmiały:)) Najważniejsze, że robisz to co uważasz za słuszne bo owoce są zacne i bynajmniej nie "skromne" . Ależ mi tu pean wyszedł..a chciałam tylko napisać: fajnie, że działasz pomimo nieśmiałości :)
O, to mnie podniosłaś na duchu tym peanem.
Skromność to nie jest, ja naprawdę jestem nieprzebojowy taki jakiś i nie jest to dla mnie nic przyjemnego. Gryzę się tym, więc raczej temat omijam.
Wrażenie, że coś się tu nie zgadza się może brać stąd, że sobie radzę w takich miejscach jak koncerty, konferencje czy inne miejsca, gdzie się stoi na środku i gada. Fakt, to akurat dla mnie nie jest problem, a wręcz mi z tym całkiem dobrze, ale to się stało na skutek kombinacji długiego treningu (podcasty, grupki w kościołach, tłumaczenia na scenie, takie tam) oraz tego żem jest socjopatą i trochę mam nie po kolei jak chodzi o takie naturalne potrzeby bycia w grupie.
I to jest dziwna sprawa, jedna z tych rzeczy, których sprytny Bóg sprytnie używa.
Że mimo tego mojego naturalnego odruchu, żeby iść do kąta, siedzieć tam i sobie obserwować, to znowuż się czuje zupełnie naturalnie jak mi się zdarzy stnąć na scenie, być liderem grupy czy gadać do tłumów.
Z czego optymistyczny wniosek dla wszystkim płynie: że słabe punkty mogą zamienić się na niespodziewane plusy. I nawet łata na nieśmiałość może się objawić tam gdzie jej nikt nie szukał.
Trochę to wszystko pomieszane wydaje mi się w tym odcinku. Cytujesz słuchacza, że pewność siebie to świadomość tego, do czego jestem zdolny, a do czego nie. Ty na to, że częściej pewność siebie objawia się w słowach "czego to ja nie zrobiłem". To, o czym mówisz to przechwalanie się i próźność. Ktoś przechwalając się może być jednocześnie niepewny siebie. Z braku poczucia własnej wartości ludzie mogą chcieć się przechwalać.
Nie powiedziałbym, że wąż był pewny siebie, ale raczej zarozumiały. Szatan nie ma żadnych pozytywnych cech, a pewność siebie jest cechą pozytywną.
Powiedziałeś jak brzmi "pewność siebie" po angielsku i po hiszpańsku. Dodam, że po niemiecku brzmi to słowo "Selbstbewusstsein", czyli dosłownie "bycie świadomym siebie". Myślę, że to lepiej oddaje istotę sprawy, choć sam chyba bym nazwał tą cechę "samo zdecydowaniem".
Termin "pewność siebie" jest dość kłopotliwy, bo sugeruje, że człowiek pewny siebie pokłada ufność, wiarę, pewność we własne możliwości. Jako chrześcijanie wiemy, że pewność tą warto pokładać jedynie w Bogu. Jednak pewność siebie nie jest... pewnością siebie. Jest właśnie raczej świadomością swojej wartości i praw. Świetnie wytłumaczyłeś to na podstawie kierowcy, który pewnie kieruje, bo zna przepisy.
Saul radził się wróżki. Myślę, że opieranie się na radach takich ludzi jak wróżka jest oznaką właśnie braku pewności siebie, a na pewno niezdecydowania. Co prawda mówisz o Saulu, że był śmiały i nie używasz pojęcia "pewny siebie", więc do końca już nie wiem, czy przeskoczyłeś temat, czy nie. Saul nie wierzył w siebie, w to, że jest dobrym królem, dlatego wciąż obawiał się Dawida, czuł się przez niego paranoicznie zagrożony, pomimo, że Dawid nie wykazywał żadnych ambicji politycznych. Nie, Saul nie był pewny siebie.
Co do historii Adama i Ewy, moim zdaniem ich grzech był jednak efektem buntu, a nie tego, że padli ofiarą manipulanta, który wykorzystał ich niską pewność siebie. To, że zjedli owoc, świadczy o zuchwałości i zarozumiałości. Poczuli się sprytniejsi od Boga. Dopiero po fakcie, zaczęli odczuwać wstyd, okryli swoją nagość, co może świadczyć, że stracili pewność siebie, a ich samoocena legła w gruzach.
Dziękuję Martin za te kazanko, jest ciekawe i pełne inspiracji. Bardzo lubię słuchać Twoich wywodów. Pozdrawiam!