Skoro o snach to się podzielę swoim:
Sen dość niezwykły z dwóch powodów, ale to na koniec, a teraz jego treść: nagle jestem gdzieś, ciemno wszędzie, jakieś kamienie pod nogami wyczuwam. Wzrok się przyzwyczaił, w tym momencie orientuje się że to jaskinia, kilka kroków, słyszę syk, a na mnie rusza człekokształtne coś ewidentnie nie po to żeby się przywitać. Byłem wyżej od tego, więc z kopa w czerep i czym prędzej przed siebie, absurd, bo przecież powinienem zawrócić. Zamiast strachu czułem podniecenie, jakbym biegł po wygraną, kilka tych cosiów po drodze minąłem. Przed sobą zobaczyłem ich większą ilość i jakby kraniec za nimi, przedostałem się i skoczyłem do wnętrza wielkiej pieczary z jeziorem na dnie. W powietrzu ucieszyłem się na miękkie lądowanie. W momencie uderzenia o wodę wszystko się zatrzymało. Woda nie była wodą, ja jakby zawieszony w powietrzu, ale to nie powietrze tylko woda i nie oddycham, ale się nie duszę. Słyszę "no już dość tej zabawy, wiesz gdzie jesteś?" a przede mną dziewczyna w białym stroju, o czarnych włosach i twarzą jakby w ciągłym ruchu, siedzi sobie w kucki zawieszona w przestrzeni. Odpowiedziałem, że nie wiem, ona "umarłeś", ja na to "aha", chwila na myślenie, uśmiecham się i zanim coś powiedziałem ona: "wcale nie, ja się tobą zajmę, nagrody nie będzie, myślisz za co? przypomnij sobie, jednej rzeczy nie zrobiłeś..." w tym momencie zobaczyłem jakby iskrę, takie małe światełko. Wyjaśniła: "msza, nie byłeś na niej", ja: "no, przecież to dlatego bylem pewien że zobaczę niebo, wierzyłem w Boga". Na to zdanie śmiała się iście demonicznie, zresztą powoli docierało do mnie że to jest istota tego typu anioł/diabeł/demon, tak czy inaczej przerąbane. Demon: "teraz się tobą zajmę", ja: "tak już, natychmiast?", D: "hmm... dobrze masz chwile dla siebie, możesz wrócić do dowolnego wspomnienia, przez chwilę znajdziesz się w nim jakbyś jeszcze raz to przeżywał", po chwili milczenia śmiech demona: "naprawdę, chcesz go zobaczyć?! ze wszystkich wspomnień, akurat TO chcesz przeżyć raz jeszcze?!", ja: "tak, zabierz mnie do mojego kota". Z szyderczym śmiechem w tle znalazłem się przy swoim zwierzaku, znów mogłem się z nim przywitać, dotknąć go, przytulić. Powrót do zawieszenia i tej diablicy/anioła/demona czy jak jej tam: "tego się po tobie nie spodziewałam, do zwierzęcia, jedyny raz mogłeś przeżyć coś jeszcze raz i wybrałeś właśnie to? zadziwiające", ja: "to teraz co się stanie?", D: "powinieneś iść dalej, ale zabrakło ci tej mszy (śmiech), domyśl się sam, jednak... Ech, za tą jedną rzecz (zgrzyt zębów) powinieneś dostać nagrodę, ale się nie zgodzę na darmowe awanse, wrócisz, wrócisz a my się spotkamy raz jeszcze, tym razem nie będzie tak łatwo", ja: "co takiego zrobiłem że dostaję szansę?" D: "żeby za łatwo nie było tego też ci nie powiem" - śmiech - "WRACAJ DO ŻYCIA", po tych słowach się obudziłem.
Zaskakujące jest to że:
1. Dziś była msza zamówiona przez babcię za jej męża i syna, czyli za mojego dziadka i wujka, o tym dowiedziałem się na kilka godzin przed tym obrządkiem od mamy która zapytała mnie czy bym nie pojechał, bo jej wypadła praca, tacie też, brat tak samo. Rodzina wie, że do kościoła nie chodzę, ale tu istotne było żeby babcia sama nie była w ten dzień, więc pojechałem.
2. Odwyk, nosz kurka wodna, zbieg okoliczności, mnie od rana męczy sen i jego znaczenie, a tu sobie Martin odwykowy sennik poprowadził, podkreślę że sny miewam rzadko, a już takie ciągnące się z jakąś logiką to było kilka.
Wielkiego celu nie mam pisząc ten komentarz, jedynie chciałem podzielić się niezwykłą marą, aż mi się ręce palą żeby na tej podstawie opowiadanie napisać. :D