Nie no, Ella, tutaj zgodzić się nie mogę. Jeżeli "prowokowanie innych do oceniania" byłoby tym gorszeniem, to najbardziej winnym byłby Jezus. Prowokował na każdym kroku nie tylko do niesłusznego oceniania, ale ostatecznie do morderstwa.
Jako, że ludzie zawsze nas będą oceniać, takie nasze unikanie zgorszenia skończyłoby się tym, żeby podobać się ludziom. Co i zresztą wiele osób uskutecznia, w Polsce zwłaszcza, i boi się mieć własne życie i wychylić z szeregu.
Bo jak babcia oceni, że wziąłem chrzest? Lepiej nie brać.
Jak ludzie w autobusie ocenią, że Biblię publicznie czytam? Lepiej nie czytać.
A jak starsi ludzie w kościele zaczną oceniać, że kolega, którego przyprowadziłem do kościoła siedzi w czapce zamiast ściągnąć, bo jest Żydem? No to nie przyprowadzę.
Biblia nie mówi nigdzie "zaniechaj tego co jest dla drugiego trudne do przyjęcia". Co jest raczej naturalne, bo Jezus i apostołowie robili to codziennie, nie zaniechując niczego.
Mówi natomiast, że cudze sumienie nie może być sędzia twojej wolności. I to co robisz i uważasz za dobre, zachowaj przed Bogiem.
A mało jest takich, których oburza mój styl prowadzenia Odwyku? I co, powinienem się dostosować, żeby ich nie razić?