To "upamiętanie się" to nic innego jak właśnie zmiana kierunku życia.
Zmiana trasy może pociągać za sobą konieczności rezygnacji z poprzedniej trasy. Ale wcale nie musi. Bo nie stara trasa jest ważna, tylko nowa. W sensie: wszystko jedno z jakiej drogi zawracamy, ważna jest ta nowa droga jaką idziemy.
Dlatego ja wolę opowiadać o tej nowej drodze, a nie koncentrować się na dowodzeniu dlaczego ta stara jest zła.
Tym bardziej, że wcale nie musi być.
Na "Godzinkach" w środy gadaliśmy nie raz o tym, że takie normalne, przeciętne życie bez Boga, wcale nie oznacza automatycznie jakiejś tragedii i nieszczęścia. Wielu ludzi jest całkiem szczęśliwych, wielu postępuje uczciwie i pięknie, i nie ma co każdemu wmawiać, że jego sposób życia to jedno wielkie zło, grzech, nieszczęście, porażka i tak dalej.
Jak człowiek wie, jak czuje, że daleko mu do ideału, to nie trzeba mu o tym nawijać, tylko mu zaproponować rozwiązanie. A jak o tym nie wie, to wytykanie palcem da raczej przeciwny skutek.
Ostatecznie chrześcijanie mieli być nie wytykaczami grzechów, tylko naśladowcami Jezusa. A on wytykaczem nie był. On służył i się poświęcał zamiast wytykać.
To całkiem fajna postawa życiowa, myślę.