Słuchajcie...
Prowadzę ten program od kilkunastu lat i jednym z niespodziewanych efektów gadania do mikrofonu jest to, że co jakiś czas ktoś chce ze mną porozmawiać bardziej prywatnie. Nieraz o sprawach cięższego kalibru. Ale wolałby nie pisać w komentarzu ani nie dzwonić do audycji na żywo. Tylko właśnie bardziej prywatnie. W zaufaniu. Sprawa osobista.
Jak najbardziej to rozumiem. Nie zawsze jest z kim pogadać na trudniejsze tematy.
Ja się nadaję do pogadania. Możem nie ksiądz ani pastor, ale w końcu prowadzę program o Biblii. Rozmawiałem dużo przez te kilkanaście lat publicznej obecności w mediach, a wcześniej może nawet jeszcze więcej. Poza tym gadam po ludzku, a jak ludzie dzwonią do audycji na żywo, to nie rzucam się na nich z szaleństwem w oczach, żeby w imię Prawdy i Sprawiedliwości dobić biedaka do reszty.
Tak że się nadaję.
Jak nie masz pod ręką nikogo innego, a masz problem o którym przydałoby się pogadać, to zagadaj. Nie ma się co spinać, tu nie ma żadnych gwiazd internetu ani wielebnych celebrytów. Jak nie wierzysz, to posłuchaj paru audycji na żywo.
To jest oczywiste, że nikomu. Wydawało mi się to zawsze jasne i zrozumiałe, że kiedy rozmawiamy w zaufaniu o prywatnych sprawach, to zostaje to między nami.
Ale czasy są takie, że lepiej to powiedzieć jasno i wyraźnie: wszystko co mi powiesz w zaufaniu o swoich osobistych sprawach, usłyszą tylko trzy osoby: ja, ty i Bóg. I więcej nikt.
To, że prowadzę i publikuję programy w internecie, nie znaczy, że nie umiem rozróżnić tego co publiczne od tego co prywatne. Nikt nigdy bez twojej zgody twojej historii nie usłyszy.
W tym miejscu powinienem zastrzec, że są oczywiście wyjątki: że jakby o jakieś przestępstwo chodziło, albo jakiś wyrok sądu, albo że nakaz policji, albo że ktoś był nieletni, albo że dobro państwa.
Tym się różnię od innych: ja nie przewiduję żadnych wyjątków. Żadne tam dobro, żadne tam państwo. Nie mam żadnych oporów, żeby złamać każde prawo, które by mi kazało zdradzać tajemnice prywatnej rozmowy o osobistych problemach.
Jeżeli ktoś lubi to określenie, to niech to nazwie tajemnicą spowiedzi. Tak to właśnie widzę, z tą tylko różnicą, że nie istnieje żaden papież, który by miał prawo mnie z niej zwolnić.
Dlatego nie musisz pytać czy można mi coś powiedzieć na ucho i czy nie wygadam. Można, można. Nie wygadam.
Bardzo dobry pomysł. Napisz w mailu.
Jeżeli się boisz, że ktoś może czytać twoje maile bez twojej wiedzy, to niekoniecznie znaczy, że masz paranoję. Maile generalnie nie są zaszyfrowane, a po drodze przetwarzają je różne automaty. Czasem się może zdarzyć, że i ludzie. Na dodatek te maile gdzieś są przecież przechowywane. I nawet jeżeli tam leżą w postaci zaszyfrowanej, to ktoś ma klucz do tego szyfru. A jeżeli ten klucz ma, dajmy na to, firma Google albo firma Facebook, to ta firma skorzysta z tego klucza częściej niż myślisz. W różnych celach, przeważnie reklamowych, ale różnie bywa. Tyle wiadomo na pewno, że automaty Google czytają wszystkie twoje maile. Udostępniają je też wielu agencjom rządowym na życzenie. Sam się na to godzisz korzystając z ich usług.
Dlatego dobrze rozumiem, że nie każdy czuje się komfortowo pisząc w mailu o różnych takich rzeczach, o których nie chciałby, żeby ktoś inny się dowiedział. No dobra, czasem to faktycznie paranoja. Ale czasem to ostrożność.
Jest na to skuteczny sposób.
Jeżeli chcesz być pewny, że nikt oprócz mnie nie będzie mógł przeczytać tego co chcesz napisać, użyj szyfrowania PGP.
Jeżeli nie wiesz jak używać PGP w mailach, a nie czujesz się mocny w technicznych sprawach, to jest droga na skróty: załóż sobie konto pocztowe w serwisie protonmail.com i napisz do mnie z tego konta, pamiętając żeby włączyć szyfrowanie. Protonmail to serwis pocztowy, który szyfruje maile technologią PGP i zostawia klucze w twoich rękach. Te wszystkie techniczne czary-mary zrobi za ciebie.
Więc jak to zrobić? W największym skrócie:
Żeby wysłać mi mail, który tylko ja będę mógł przeczytać, musisz zaszyfrować ten mail moim kluczem publicznym (czyli kluczem do nadawania). Tak zaszyfrowany mail będzie mógł odkodować tylko ten, kto ma pasujący do niego klucz prywatny (czyli klucz do odbierania) i kto zna do niego hasło. Czyli ja i tylko ja. Jak to się dzieje? Ano matematyka. Kryptologia, dokładnie mówiąc. Poczytaj, jak cię to interesuje.
Ale zanim napiszesz maila z serwisu protonmail, musisz dodać mój mail do swoich kontaktów (martin, małpa, odwyk, kropka, com), a potem do tego mojego kontaktu przyczep mój klucz publiczny. (czyli ten do nadawania). Znajdziesz go na dole strony, ten klucz jest dostępny dla wszystkich, bo bez niego nie dałoby się do mnie nic wysłać.
I to już wszystko. Po przyczepieniu klucza do mojego maila możesz już pisać maile i protonmail je będzie szyfrował. Taki mail może sobie po drodze przechwytywać kto chce, bo niczego tam nie przeczyta. W środku będzie tylko taka bezesensowna sieczka.
Aha, jeżeli chcesz, żebym mógł ci odpisać w ten sam zaszyfrowany sposób, to wyślij mi w mailu z kolei swój klucz publiczny (czyli ten do nadawania). Tylko się nie pomyl: prywatny klucz musisz mieć tylko ty i pilnować go dobrze, publiczny rozdawaj na prawo i lewo. Nie odwrotnie. Jeżeli będziesz do mnie pisać przez protonmail, to twój publiczny klucz doda się do twojego maila automatycznie jako załącznik.
No mieliśmy gadać prywatnie, nie? To wszystko jest po to, żeby właśnie było totalnie prywatnie. Nie daj się nabrać na żadne "bezpieczne maile" wysyłane przez stronę Google: one niczym się nie różnią od wszystkich innych maili poza tym tylko, że są strasznie niewygodne.
A jeżeli piszesz, że ci smutno i chcesz sobie z kimś pogadać, to możesz to całe szyfrowanie spokojnie zignorować. No ale z drugiej strony jeżeli miałbyś problem moralny z przemytem Biblii do Chińskiej Republiki Ludowej, albo na przykład ukrywasz nielegalnie uchodźców, to może lepiej tego szyfrowania nie ignorować.
Tak czy owak pamiętaj, że w internecie nic nie jest prywatne jeżeli o to sam nie zadbasz.
Napisałem to wszystko dlatego, że od jakiegoś czasu przybywa ludzi, którzy chcą porozmawiać o sprawach delikatniejszych i nie za bardzo wiedzą jak. Dlatego mówię jak to zrobić, żeby to było prywatnie naprawdę, a nie na pozór.
Bezpośrednim impulsem do napisania tego tekstu tutaj było takie zdarzenie, że ktoś przysłał mi maila z GMail w trybie "confidential mode". Chciał się upewnić, że będzie prywatnie. Dał się nabrać: maile od firmy Google nie są ani trochę prywatne. A "confidential mode" to nawet nie jest mail! Oprócz utrudniania wszystkim życia żadnej prywatności to nie zapewnia. Przeciwnie, zwiększa tylko ryzyko dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa.