Strasznie silna jest ta potrzeba sporządzania jednej definicji dla wszystkich.
Trzeba naprawdę listę symptomów robić, żeby się zorientować że ktoś jest nałogowym pijakiem a ktoś inny wypił z umiarem? Dawniej ludzie to potrafi jakoś rozróżnić bez listy. I bez Biblii nawet. Spryciarze.
Generalnie zgadzam się: używanie czegoś, co nie ma nad tobą kontroli świadczy o dużej sile wewnętrznej, uciekanie od tego tylko o dyscyplinie. Siła jest daleko bardziej imponująca. Dyscyplinę może mieć byle fanatyk, tchórz czy idiota, ale skąd ta siła? Skąd wolność, że człowiek nie musi uciekać przed niebezpieczeństwem, a mu nie ulega?
Ale nawet tu się nie da powiedzieć, że to zawsze tak zadziała i z każdym. Bo różnie ludzie myślą.
Jeden zobaczy, że chrześcijanin pali se ziółko raz na miesiąc i się zdziwi, że można tak korzystać a nie ulegać. I go to zachęci do szukania Boga, co jest źródłem tej siły.
A drugi zobaczy to samo, zastosuje własne kryteria i uzna, że to przejaw hipokryzji. Bo przecież nie da się pić a nie upić. Bo on nie potrafi, to znaczy że nikt nie potrafi.
Co z tego, że człowiek się myli. Czasem lepiej komuś pomóc po prostu a nie patrzeć kto ma rację.
Tak do przemyślenia rzucam.