Chory na bide

4 lata temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
65min

Odcinek ciekawy o tym czy Bogu wszystko jedno czy stare graty i resztki jedzenia wyrzucamy czy wręcz przeciwnie, bo nie może się zmarnować albo że może się przydać.

A przy okazji: czy marnowanie jedzenia to grzech?

Dyskusja

Don Camilo
4 lata temu

Hoarding można przetłumaczyć jako chomikowanie.
Ta postawa jest trudna do wyplenienia. Pamiętam polskich "landlordów" w Stanach. Zarabiali kupę kasy na studentach z Europy - upychali ich po 3-4 w jednym pokoju kasując spore pieniądze, a jednak na obiad nie potrafili uraczyć się czymś bardzej wykwintnym, niż zupka chińska za 30 centów. Zdarzało się też, że kradli z supermarketów drobne rzeczy warte 5-10 dolców (maść, dętka). Jak ktoś doświadczył biedy w przeszłości to nawyki pozostają. Ludzie, którzy przeżyli pobyt w Oświęcimu, potrafili przez kolejne 40 lat kromadzić okruchy po kieszeniach.
Jest też inne źródło umacniające właśnie Polaków w tej postawie - stereotyp naszych sąsiadów NIemców, bardziej podziwianych niż nie lubianych. Oszczędni i do bólu racjonalizatorscy - nic nie może się u nich zmarnować. Nawet z ciał pomordowanych ludzi robili użytek w postaci mydła.

Z kasą na chdniku mam problem - przestałem się schylać po te najmniesze ale dziwnym zbiegiem okoliczności od czasu do czasu trafiają mi się banknoty. Przyznaję bez bicia - przygarniam te sieroty.

ŁukaszSZ
4 lata temu

Wczoraj tak miałem i do tego jeszcze dyskusja się wywiązała z teściową: to dlaczego grzech ? nie umiała odpowiedzieć .

ula
4 lata temu

O nie, to to jest dopiero drażliwy temat. Nie ma dnia, żebyśmy się w tym temacie nie spinali z mężem. Ja jestem - zgodnie z Twoją teorią - ,,chora", a on - ,,zdrowy". Nie-na-wi-dzę marnowania jedzenia, co nie zmienia oczywiście faktu, że i tak często marnuję, tylko jest to obarczone zawsze poczuciem winy. I oczywiście uważam, że mój mąż jest w tym względzie spaniony, bo ja nie mam problemu z jedzeniem trzydniowego chleba, a on tak, i wdupca mnie to na potęgę. Jego natomiast wdupca zalegiwanie starego jedzenia w lodówce, bo ja tak mam, że świeżego nie wyrzucę, ale jak już poleży ze trzy dni i robi się niejadalne, to - o dziwo - poziom poczucia winy związanego z wyrzuceniem mi się obniża. Mąż mój uważa, że należy temu zapobiegać i wyrzucać niedojedzone na świeżo, ale ja tego mentalnie nie przeskoczę. No, kurde, nie przeskoczę, bo dla mnie wyrzucanie jedzenia to ZŁO! Basta. Się nie będę leczyć. Natomiast w temacie ciuchów mamy odwrotnie. Ja kocham wyrzucać. Wszystko bym wyrzuciła. Moje ciuchy zajmują 1/4 szafy, a mężowskie 3/4. A, i dziecięce trzymamy i trzymamy i się nam wysypują zewsząd, bo się nasłuchałam historii, jak to ludzie powydawali, a potem...cyk i łan mor niespodzianka.

Ktoś

Mówisz, iż całkowita entropia zawsze rośnie?! ;)

Róża
4 lata temu

Mnie mąż oducza chorowania na bide, bo ja potrafilam oszczędzać wodę pitną za 1 zł. Mieszkając w internacie jeszcze w liceum kupowałam baniak 5l wody za 1 zł i musiał mi starczyć do picia na 5 dni. Rodzice dawali mi pieniądze co tydzień, więc to nie tak, że nie było mnie stać. Po prostu szkoda mi było wydawać na taką "głupotę" jak woda, więc na wodę do picia przeznaczałem 1 zł. Najtańsza butla miała mi starczyć ( kranowa była mocno chlorowana więc się nie nadawała do picia), i nawet jeśli były upały to nie kupowałam kolejnej, bo po co, przecież wystarczy oszczędniej gospodarować tą pięciolitrówką, którą mam. To było chore w najgorszy chorobliwy sposób. Skutek był taki, że chodziłam odwodniona, prawie nie piłam, bo w baniaczku musiało zostać trochę wody, żeby starczyło do piątku. A przecież miałam 50 zł na tydzień ( jedzenie w internacie dostawaliśmy) i mogłam kupić więcej picia za kolejnego zeta, a nawet gdybym wydała wszystko na pierdoły, to wystarczyło poprosić, przecież rodzice daliby mi więcej pieniędzy. Nie pozwoliliby mi usychać z pragnienia. Ale problemem nie był brak kasy, tylko moja obsesyjna choroba!

Martin
4 lata temu

Ula, powiem krótko: słuchaj męża.

W tej sprawie to on ma rację. Ja wiem, że to ciężko te przyzwyczajenia zmienić bo się wydaje, że to one właśnie definiują ciebie jako ciebie. Że próba zmiany oznacza, że ktoś cię nie akceptuje.

No bywa i tak, ale w tym przypadku tak nie jest. To jest tylko nawyk, taki co nie sięga strasznie głęboko do tożsamości. Mówiąc prościej: jak zaczniesz marnować jedzenie to wcale nie przestaniesz być sobą, chociaż tak to się trochę czuje. Za to poczujesz się wolna. To bardzo przyjemne, chociaż trzeba przejść przez straszną walkę ze sobą.

Ale hej, da radę, a warto. No nawet ja daję radę a ja ani specjalnie wielki ani specjalnie silny ani specjalnie odważny.

ula
4 lata temu

Martinie Złoty, się widocznie nie dość jasno wyraziłam, bo mój przekaz miał być taki, że nie przeskoczę, bo w samej idei niemarnowania jedzenia nie dostrzegam żadnej choroby, ergo nie widzę potrzeby się leczyć (zaraz zrobię przypis). Nie - że nie przeskoczę, a tak bardzo bym chciała. Nie pragnę czuć się wolna w tym obszarze życia, bo dla mnie nawyk niewyrzucania jedzenia to jak - mała hiperbolka - nawyk niekopania psa. Więc to tak, jakbyś mi mówił: kopnij se psa, poczujesz się wolna. Wolałabym się uwolnić od nawyku nieodkładania rzeczy na miejsce albo sprawdzania łotsapa podczas pracy, bo to oceniam jako złe. No, ale nie potrafię dostrzec zła w takiej mojej woli, żeby się nie marnowało. W odchyłach patologicznych typu zaleganie przez tydzień resztek ryżu w lodówce czy niepicie Róży widzę problem, ale generalnie uważam, że dążenie do niemarnowania to bardzo dobry zwyczaj. Może zaczęliśmy rozmowę od dupy strony, bo ja bym wolała np. zmienić nawyk, że się kupuje za dużo, a nie że się nie chce wywalać chleba do kosza. Może warto zacząć od refleksji nad tym, jak trafniej oceniać swoje zapotrzebowanie na jedzenie, rzeczy itp. Czy mogę przypis w innym poście?

Martin
4 lata temu

Daj przypis, pewnie.

A gdybyś miała mi wyjaśnić dlaczego to niedobrze kupować za dużo chleba, to jak byś to zrobiła? Bo ja wiem, że to sprzeczne ze wszystkim co mi dzieciństwo wbiło do głowy, ale jak się opieram na faktach to tu i teraz kupowanie za dużo chleba jest właściwie dla każdego dobre. Mamy nadmiar, odwrotnie niż w czasach okupacji, wojny czy gospodarki centralnie planowanej.

Ale dlaczego nadmiaru lepiej unikać?

Od razu mówię, że "bo się marnuje" to nie odpowiedź, bo to tylko inny dobór słów. Nadmiaru lepiej unikać, bo się marnuje, a się marnuje bo jest nadmiar. Ale ja pytam o powód.

I jeszcze ciekawsze pytanie: czy w takim razie Boga należy potępiać za takie stworzenie świata, w którym nadmiar jest ogromny i mnóstwo rzeczy się marnuje?

ula
4 lata temu

Odpowiedź i przypis w jednym. Zwróć uwagę na to, że Bóg stworzył w nadmiarze wyłącznie (?) rzeczy, które podlegają rozkładowi i tworzył z niczego (?). My, żeby se wyprodukować w naszych czasach jedzenie (zakładam, że większość z nas nie żywi się tym, co nam rośnie w przydomowym ogródku), a) korzystamy z ograniczonych (!) zasobów ziemi b) owijamy, foliujemy, pakujemy, zawijamy, obkładamy to jedzenie tonami plastikowego gówna, które potem gdzieś zalegnie, albo trzeba je będzie spalić i poprzytruwać lekko towarzystwo w okolicy. Więc lepiej se pomyśleć wcześniej, ile jogurtów zjem niż kupić 5, zjeść jeden i wydupcyć potem 5 plastikowych opakowań zamiast jednego. W przypadku chleba, który akurat się rozłoży, zostaje argument - ile czego trzeba było zużyć, żeby ten chleb zrobić i jak zubożał przez to świat i wzrosło jego zanieczyszczenie. Jakbyśmy wszyscy mniej kupowali, byłoby mniej syfu po świecie, krótko mówiąc. Oczywiście, 90% ludzi nie będzie mniej kupować, skoro może więcej, ale mnie by uwierało sumienie, gdybym podjęła decyzję o byciu w tych 90% i się z tym pogodziła. Bywam też w tamtych stronach, ale dopóki się z tym nie godzę, jest nadzieja, że się nie rozgoszczę na dobre.

Martin
4 lata temu

No to ja pytanie zadam: jeżeli kupisz sobie za dużo chleba i wyrzucisz połowę, to czy świat zubożeje? Odpowiedź brzmi: wcale nie. Przeciwnie, wszyscy się wzbogacą. A o zanieczyszczaniu od wyrzucania nadmiaru chleba to ja jeszcze nie słyszałem.

Pamiętasz, że w Europie są dopłaty dla rolników po to właśnie żeby nie siali? I wiesz pewnie, że skupuje się za podatki masowo płody rolne, żeby je potem wyrzucać? Marnowanie, nie? Ale skądś się to bierze. Produkcja jedzenia jest dziś tak efektywna, że mamy duży nadmiar i ceny spadają do tego stopnia, że połowa rolników mogłaby zostawić ziemię i iść spać - i dalej by było za dużo.

A wiesz skąd taki syf w powietrzu? Bo ludzi nie stać na drewno i palą w piecach śmieciami. A wiesz czemu ich nie stać? Bo inni "nie marnują". I popyt spada, zwalnia gospodarka, ludzie są biedniejsi.

Sumienie nas oszukuje, bo nas nie uczono ekonomii. Zamiast zrozumienia hodujemy nawyki z czasów niedoboru. Do tego jeszcze nadajemy im walor etyczny, chociaż w rzeczywistości tym niemarnowaniem tylko szkodzimy. W innych okolicznościach te wzory były dobre i na pewno się jeszcze przydadzą. Kiedyś. Nie dziś. Dziś te same nawyki w dzisiejszych warunkach nam szkodzą.

ula
4 lata temu

Martin, ja osobiście nie widzę sensu żadnego w kupowaniu pięciu jogurtów po to, żeby wywalić 4. Może wielka ekonomia mądrze tłumaczy, że jest sens, ale mój prosty chłopski umysł mówi mi, że jednak niekoniecznie.

Żeby wyprodukować cokolwiek, trochę trzeba jednak pozanieczyszczać. Mówiłam o zanieczyszczaniu przy produkcji nadmiaru, nie przy wyrzucaniu chleba (ten się akurat rozłoży). I o ubożeniu świata w zasoby typu woda, nie o ludzkich kieszeniach.

Nie bardzo wierzę, że ludzie palą śmieciami wyłącznie z biedy. Niektórzy pewnie tak, ale wielu pali tym z braku edukacji, woli i mamwdupizmu i bo mają inne priorytety wydatkowe.
U moich rodziców na wsi dość nie widzę strasznej biedy. Raczej ludzie se wolą postawić bardziej złociste ogrodzenie niż sąsiedzi niż inwestować np. w czysty opał.
Jasne, są też takie sytuacje jak te, o których mówisz Ty, ale one nie tłumaczą wszystkiego.

Pewnie, że motywacja z dzieciństwa w PRL-u jest taka, że bida i trzeba szanować. Teraz są inne czasy i mam inną motywację, ale niedostrzeganie sensu w nadmiarze (jako sposobie na życie, nie w nadmiarze okazjonalnym) mi pozostało. Może może, co? :-)

PS
I żeby nie było - nie pochwalam fanatyzmów żadnych.

Don Camilo
4 lata temu

A ja unikam kupowania nadmiaru żarcia, bo... gdybym je kupił, to bym je zjadł w jeden dzień. Wolę se pójść do sklepu po spożywkę kilka razy w tygodniu - przynajmniej jest motywacja do ruszenia dupska. Szczególnie widać to u różnych moich znajomych: kupują 20 piw "na zapas", z których planują wypić połowę w jeden wieczór, po czym okazuje się, że na drugi dzień nie ma już nic. Jest to się pije.
Co innego kosmetyki, środki czyszczące i inna chemia. To warto kupować w nadmiarze.

Martin
4 lata temu

Ja bym wolał raczej nauczyć się nie pić, jak jest, a nie nie pić, dlatego że nie ma.

To jest właśnie powód, przez który dzieci rodziców z kościołów tak masowo wpadają w chlanie, ćpanie i tak dalej. Logiczne: nie ćpali, bo nie było. A jak nagle jest, to skończył się powodów żeby nie ćpać.

Tak że pracować nad sobą, ludzie, musimy pracować! Bo jak nam ktoś da kiedyś trzy skrzynki piwa w prezencie to co zrobimy? Będziemy zmuszeni zachlać się na śmierć!

ula
4 lata temu

Ty, wezmę se i skomentuję jeszcze (w nadmiarze dziś coś jakoś:-). Bo niby jest tak, jak mówisz Ty, ale niby tak, jak mówi Don Camilo - też. Bo czy to jest gorsza jakościowo samokontrola, jeśli ją zaczynamy uskuteczniać wcześniej? Zastanawiałam się nad tym po wielokroć, ostatnio - jak mi mąż powiedział, że jego kolega nie chce jechać na dłuższą delegację z pracy, bo - jak mówi - wie, jaki jest i że by się na tej delegacji na pewno z kimś przespał (gość ma żonę of kors). No i co o takim gościu myśleć? Ja akurat pomyślałam, że to o nim dość dobrze świadczy. Mąż się raczej skłaniał ku wersji, że buc;-) End łot iz jur opinion, maj dijers?

Martin
4 lata temu

No gorsza jest ucieczka, bo się przecież traci coś dobrego unikając czegoś złego. A jak się jest silnym, to można coś dobrego mieć bez wpadnięcia w złe. I to jest najlepsze.

Ale to przecież nie znaczy, że tak się zawsze da! Więc ten kolega z historii mądry i odważny do tego: bo to wymaga odwagi, żeby spojrzeć na siebie i powiedzieć sobie, że nie starczy mi siły, za słaby jestem, mądrzej uciekać.

Tak że wielki szacunek mam dla wszystkich, co się tylko nie boją prawdy o sobie, ale jeszcze stać ich na to, żeby coś z tym zrobić zamiast sobie lecieć z wiatrem.

Ja tylko mówię, że jest coś jeszcze lepszego. Coś do czego warto dążyć, nad czym pracować, co ćwiczyć.

Bo jak się ucieka to się uniknie problemów, ale człowiek dalej jest taki sam. A jak się trenuje, to człowiek się z czasem zmienia na lepsze. A przecież taki jest sens bycia chrześcijaninem: to taka droga w której zbliżamy się do ideału. Część tej drogi to prezent z nieba ale część to nasza odwaga, wola i dużo pracy.

Tak że może i buc, ale uczciwy. I tą uczciwość to ja cenię.

I jednocześnie zachęcam, żeby zrobił coś ze sobą, żeby w przyszłości mógł se jeździć na delegacje bez bucowatych efektów ubocznych.

ula
4 lata temu

Amen. Nawet podwójne:-)

Don Camilo
4 lata temu

Kończąc podtemat uzaleznień myślę, że warto zacząć od testu chrupek. Otwóż se dużą paczkę i sprawdź, po jakim czasie zniknie jej zawartość. Lepiej ćwiczyć się na tym, niż na wypiciu do połowy piwa czy wypaleniu połowy papierosa.
A co do samej choroby na biedę, trzeba też zwrócić uwagę na jej głębszą przyczynę i zacząć od jej eliminacji. Myślę, że tą głębszą przyczyną jest STRACH (ciułam, bo w każdej chwili może przyjść "czarna godzina"). Strach zaś też ma swoją przyczynę - brak całkowitego zaufania Bogu (w przypadku osób wierzących) lub nieznalezienie jakiegokolwiek podobnego oparcia w swoim życiu, przekonanie o konieczności polegania na sobie. A więc PYCHA (grzech z najdłuższą brodą).

Piotr
4 lata temu

Jakie to prawdziwe. W weekend byłem u babci, rozmawialiśmy o tym po jej co te wszystkie klamoty, w tym dwa zepsute odkurzacze. Babcia obiecała, że zacznie wyrzucać.

Don Camilo
4 lata temu

A jednak wnikliwy czytelnik zada pytanie: czy sam Jezus po pierwszym rozmnożeniu chleba sam nie zachorował na biedę mówiąc uczniom:"Pozbierajcie resztki, żebi nic się nie zmarnowało" (Jana 6:12)??
Przecież w razie czego mógł stworzyć nowy chleb z czegokolwiek.

Martin
4 lata temu

Hehe, to je prawda. Ale jeszcze bardziej wnikliwy czytelnik zauważy, że Jezus nie powiedział też: schowajcie resztki na strych, bo może kiedyś komuś się przydadzą.

Prawem Boga jest być hojnym i dawać w nadmiarze, ale koniecznością człowieka jest pamiętać, że ma zasoby ograniczone. Rzecz w tym, że ta konieczność przekierowuje miłość do ludzi na miłość do rzeczy.

Jezus dbał o ludzi, dlatego kazał pozbierać i rozdać te resztki chleba. Ale o kogo dba ktoś, kto każdy grat chowa na strychu, bo się może przydać?

Swoją drogą chyba faktycznie wszyscy się spodziewali, że im Jezus będzie teraz codziennie fundował darmowy chleb, niczym państwo opiekuńcze. Inaczej by to ktoś zbierał i pewnie nawet sprzedał. Jak Jezus kazał pozbierać te resztki to dał do zrozumienia, że codziennie rozmnażać im nie będzie, bo to nie jest jeszcze czas raju na ziemi.

Szkoda, swoją drogą. A może i lepiej?

Jakób Kubackis
2 lata temu

Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie.

Co jeszcze?