Wierzący słuchacze opowiadają o swoich związkach z niewierzącymi - i odwrotnie. Bo różne są zdania na ten temat.
Ja nawróciłem się dzięki wierzącej dziewczynie, więc wydaje się oczywiste że mam dobre doświadczenia i powinienem polecić..
no niestety widząc co się u niej podziało to nie za bardzo.
Poza tym mając pare doświadczeń "miłosnych" moge powiedzieć że Bóg może mieć na temat związków z tą konkretną osobą nieco inne zdanie niż my..
Bóg powiedział mi coś takiego (to była odpowiedz po ponad miesiecznym poszczeniu o to czy być z wierzącą dziewczyną czy nie)
"jeśli ty Mnie ufasz i ona też, i chcecie być razem to Ja wam po błogosławie".
No coż....... niechciała.
Jakby dostał odpowiedź "nie" było dużo prościej.. no trudno
Ostatnio natomiast zakochałem się w dziewczynie niewierzącej, no i pytanie co dalej?
Trudna sprawa, ładna jest, inteligenta też, świetnie się dogadujemy (przyjaznimy sie), widujemy się często itd. no ale czy to jest dobry pomysl? Sytuacja bardzo trudna, bo tu mamy fundamentalne sprawe.. ale "ja wiem to bedzie wyjatkowa sytuacja damy rade - zmieni sie".
Zapytalem 3 osob jak one to widzą,
odpowiedzi:
1) ABSOLUTNIE NIE,
2) NIE,
3) ZDECYDOWANIE NIE.
Zapytalem Boga:
"tylko i wylacznie na wlasna odp = NIE"
odpuściłem i teraz się ciesze, chodź trochę mi smutno tez..
"Staram się wytłumaczyć błędy Kościoła..."
Łatwo jest ciągle żyć w takiej religijnej frustracji? Propsy dla żony!
Jeśli idziemy do kościoła tylko dlatego, bo ktoś tak chce to nie jest to tylko strata czasu. Przecież podczas mszy, według katolików chleb przemienia się w ciało Jezusa i dokonuje się na nowo ofiara Jezusa, co według Biblii jest bluźnierstwem bo przeczy to skuteczności ofiary Jezusa, która dokonała się tylko raz i na zawsze, a nie powtarza się wtedy, kiedy ksiądz o tym zdecyduje. Nawet jeśli ktoś nadal uważa, że w tym kościele sobie tylko stoi i to co się tam dzieje jego nie dotyczy, to jaki to ma w ogóle sens? Przecież w ten sposób narażamy się na poważny grzech. Z drugiej strony, patrząc z perspektywy katolika, myślę, że raczej nie powinno mu sprawiać radości to, że ktoś jest obecny podczas tak ważnego dla katolików obrzędu i tak na prawdę nie chce w nim uczestniczyć, bo uważa to za bluźnierstwo. Myślę że w tej kwestii nie powinniśmy iść na żadne kompromisy, bo ani z jednej ani z drugiej strony nie jest to poprawne.
Chrześcijanom ewangelicznym zdecydowanie odradzam małżeństwo z religijnym katolikiem! To samobójstwo! Nie słyszałam o dobrych przykładach takich małżeństw
KK wymaga żeby strona niekatolicka do wszystkiego się dostosowywała, np musi obiecać że nie będzie stawiała żadnych przeszkód w rozwoju katolika w jego katolicyzmie (co w praktyce oznacza np dostosowanie się do zakazu antykoncepcji), albo musi zgodzić się na to żeby dzieci były katolickie. Czyli jest się takim popychadłem
Do tego, jeśli uznacie, że jest naprawdę źle i zechcecie się rozwieść, to rozwiedziony katolik będzie miał do wyboru albo być do końca życia samotnym, albo zrezygnować z komunii, która jest dla nich bardzo ważna (bo nie dostaną rozgrzeszenia na spowiedzi). I niestety wielu religijnych katolików z tego powodu wybiera życie w samotności. Czy chcielibyście mieć na sumieniu to, że przez was inny człowiek do końca życia będzie sam? Co prawda słyszałam, że KK chce złagodzić te przepisy, ale na razie chyba tak nie jest. Niektórzy katolicy unieważniają małżeństwo, ale to nie zawsze się udaje
Ewentualnie może się udać, jeśli katolicki małżonek nie będzie zbyt religijny, ale ja mam na myśli takich religijnych katoli