Koncepcja jest trochę inna.
Nie w tym rzecz, czy mnie leli czy nie, tylko w tym czy wierzyłem, że mogą przylać.
Więc jak tata mi dał w tyłek przy pierwszej okazji, kiedy coś głupiego i niebezpiecznego zrobiłem, to odtąd wiedziałem, że groźba jest realna.
Jeżeli to było sprawiedliwe (a w sumie było) to ból, strach i wszystko inne było przejściowe, powierzchowne i krótkie. Został za to respekt na dłużej. Nie lubiłem tego, ale to nie było szkodliwe, a dało mi bezpieczną strukturę i porządek w chaosie dziecięcego życia.
Szkodliwe za to były wszystkie sprawy psychiczne. Na przykład pijaństwo domowe, którego skutki psychiczne zostały mi na kilkanaście lat i to głęboko. Dupa boli kilkanaście minut, dusza kilkanaście lat.
Jeżeli jest to nie do uniknięcia, to jestem za laniem w dupę a nie w duszę.
Ale tak w ogóle to akceptowanie problemu czy dać w tyłek czy nie, wydaje się śmieszną obsesją, bo prawdziwe problemy dzieci przychodzą z kompletnie innych kierunków.
Generalnie wśród moich równieśników w dupę dostawał od czasu do czasu, w przybliżeniu, każdy. Nikt z tego powodu nie miał większych problemów. No mieli problemy psychiczne z powodu rodziców, ale z całkiem innych powodów.