5. Kobiety w męskich zawodach, czyli walka o feminatywy
Czy istnieją męskie i damskie zawody? Czy kobiety powinny wykonywać ciężką pracę fizyczną, a mężczyźni zajmować się dziećmi? Czy warto walczyć o feminatywy? 
Jakie są wasze doświadczenia na ten temat?
    
       Poprzedni odcinek:
    
    
      Następny odcinek: 
    
    
  
       Poprzedni odcinek:
    
    
      Następny odcinek: 
    
    
  
Dyskusja
1. F1 to są ogromne pieniądze, trzeba mieć sponsorów i najlepiej bogatych rodziców, którzy będą Cię pchali w wyścigi od wieku 8-10 lat.
2. Niebezpieczne to jak cholera i w sekundę możesz rozwalić siebie i kolegów - faceci są jednak bardziej podatni na ryzyko.
3. No dużo więcej kobieta musi włożyć wysiłku w trening żeby być na tyle silną żeby móc konkurować.
4. Ciężkie warunki, w F1 są przeciążenia od 2 do 7 G, w kokpicie jest czasem 50 stopni, kierowca traci 4 funty potu w ponedynczym wyścigu.
Także w sumie jakby się zmieniło podejście bogatych rodziców i sponsorów to jest do zrobienia. Było parę kobiet w F1, możecie sobie poszukać jak jesteście ciekawe :)
No tak, fakt, ja fonetycznie bardziej zapisałam. Ale tak i tak śmiesznie
@Karola: "chirurżką" - tak to się pisze, hahahahaha :-)
Myślę, że tu też chodzi zaesze o kontekst kulturowy i znaczenie jakie aktualnie się nadaje (nieraz indywidualnie) takiemu tytulowaniu. Oswajam się np. z chiruszką (od chirurga) lub chirurginą, jeszcze nie wiem co brzmi gorzej:)
O, to byłby ciekawy odcinek. Chętnie posłucham co macie o nas do powiedzenia.
A jeszcze odnośnie do feminatywów — Czesi i Słowacy nieprzerwanie z nich korzystają i jakoś się ich nie wstydzą (tak myślę, skoro ich używają), więc dlaczego polskim dziewczynom miałyby przynieść ujmę? Dodatkowo nasi południowi sąsiedzi mają też odmianę nazwisk dostosowaną do stanu cywilnego kobiety. Taka odmiana funkcjonowała kiedyś też i u nas i wedle jej zasad Dominika byłaby panią Lechowiczową, a jeżeli miałaby z Martinem córkę, to na tę córkę mówiono by Lechowiczówna :-) Jednak powrotu tych ostatnich form bym nie chciał, bo one od razu zdradzają relacje rodzinne, co nie zawsze jest potrzebne.
Dobra, to będzie odcinek "co mamy do powiedzenia na temat mężczyzn"...tylko aż żal, że pewnie wtedy skończą się te miłe komentarze...he he. Chociaż my was lubimy. I szanujemy. I starczy na zwiastun
Bo mężczyźni mają najwięcej do powiedzenia na temat kobiet (i na odwrót).
Miałyśmy przeczucie z Dominiką, że choć to program na zamówienie kobiet i im dedykowany z założenia, to feedback będzie głównie od mężczyzn, he, he
A jak się chcą odróżnić, to wtedy ma sens.
Tylko, że przecież mówią cały czas, że chcą "nie być gorsze". Czyli że: tyle samo zarabiać, taki sam mieć szacunek, żadnych taryf ulgowych. Generalnie żeby patrzeć na to co kto robi, a nie traktować jak kotka, bo ktoś ma cycki i warkoczyki.
To jakim sposobem zbliżać ma do tego określenie "polityczka" i "prezydentka", to ja nie wiem. Tyczka i dętka. I wszystko zdrobniałe. I żeby przypadkiem nikt nie pomyślał, że to prawdziwy prezydent.
Swoją drogą, kiedyś się dowiedziałem, że sędziowie płci żeńskiej bardzo chłodno upominają, jak się do nich mówi "sędzina". Ponoć sędzina to żona sędziego. A sędzia-kobieta - tak same one mówią - to dalej sędzia.
I to szanuję, i czuję, że sędziowie mają swoje poczucie godności. Mówi się więc "wysoki sądzie" lub "pani sędzio" a nie "wysoka sędzianko" czy inne głupoty. Bo sąd to sąd i nie ma organów płciowych.
Idźmy tą drogą, proponuję.
Hmmm... Może kobiety chcą się odróżnić, jako ta druga płeć, walcząc jednocześnie o równouprawnienie? To trochę paradoksalne, ale — moim zdaniem — może tak być i to może być powód tego zamieszania z feminatywami :-)
No, a wiecie czemu?
Bo częścią doktryny komunistycznej było równouprawnienie kobiet.
Jak to w praktyce realizowano to inna sprawa, ale ideologicznym powodem tej ingerencji w język było odejście od umniejszania kobiet poprzez język, który robił dla nich specjalne, i zwykle mniej poważnie brzmiące, wyjątki.
Dokładnie w tą samą stronę idzie się na Zachodzie. Można znaleźć to w filmie "Falling Down", gdzie krótki dialog wyjaśnia całą sprawę.
Dlatego nie mówi się "oficerka" tylko "oficer", bo to pierwsze brzmi poniżająco i podkreśla płeć, a drugie uniezależnia zawód od płci.
Tymczasem w jednej Polsce feministki, którym brakło wiedzy, rozumu czy wyobraźni, nie wiadomo dlaczego tworzą na potęgę segregację płciową. I twierdzą, że to w ramach równouprawnienia.
Ja nie potrafię zrozumieć tego rozumowania. Fakt, że coś robili komuniści akurat oznacza automatycznie, że robili to źle i trzeba robić odwrotnie? To o to chodzi? To może w takim razie trzeba by zmienić matematykę. Bo w komunistycznej szkole się dowiedziałem, że 2 2=4.
Dobrze, że feministki nie są matematykami raczej...
Profesor Miodek w swoim programie Słownik Polsko@Polski nie dawno mówił, że w jego rodzinnych stronach, na górnym Śląsku przed II Wojną Światową i krótko po niej stosowanie form typu dyrektorka, redaktorka, profesorka było wręcz obowiązkowe w odniesieniu do przedstawicielek półci żeńskiej. Potem, gdy nastał PRL, zaczęło się to zmieniać :-)
"Sędzia" mi bardziej brzmi jak żeńskie słowo. Mężczyźni się powinni oburzać, że nie mają męskiego odpowiednika (sędź).
Ooo, to było fajne i interestujące. Dobre te rozmowy! A szkoda, że się tak skończyło nagle.