Film, o którym Martin wspominał to "Rosenkrantz and Guildenstern are dead" - świetny, przezabawny i absurdalny, świetnie zagrany (grają między innymi Roth i Oldman). Jakby ktoś trafił na niego, to polecam gorąco.
Co do ogólnej wymowy odcinka: generalnie się zgadzam. Mi i znajomym też się dziwne rzeczy przytrafiają notorycznie i wierzę, że Ktoś tym kieruje, ale... Dość niebezpiecznie się bawić rachunkiem prawdopodobieństwa, nie mając wszystkich założeń. Ani jeden pojedynczy przypadek nie jest chyba dobrym przykładem. Może poza takimi akcjami jak ta z pierwszego czy drugiego odcinka odwyku, która mnie rzuciła na kolana (dosłownie). Na przykład weźmy historię spotkania w Odessie: niewątpliwie nieprawdopodobną, ale nie aż tak jakby się wydawało: spacerując godzinę po mieście miałeś możliwość zobaczenia circa about 10 tysięcy ludzi. Wyrzucając z tego osoby, które się nie ruszały z domu, np. ze starości, choroby itp. (można się domyślać, że osoba u której mieszkałeś jest raczej aktywna i miała powód, żeby też do szeroko pojętego centrum udać), biorąc pod uwagę fakt, że szedłeś pewnie jednak choć trochę w dobrym kierunku (jakaś pamięć trasy), to, że za zbieg okoliczności też byś uznał spotkanie jej w drugiej godzinie, albo jakiegoś jej znajomego, czy kogoś, kto mógłby wydedukować skąd przyszedłeś, to szansa rośnie dramatycznie.
Podam konkretny przykład: podczas studiów przechodziłem często przez krakowski rynek. Za każdym razem spotykałem kogoś znajomego. Opowiedziałem to na imprezie i dla zabawy policzyliśmy szanse, że tak będzie (tak, nie byliśmy w 100% trzeźwi). Okazało się, że z rozmaitych stowarzyszeń i akcji znam w Krakowie tyle ludzi, tylu spotykam podczas spaceru z jednej strony rynku na drugą, że za zbieg okoliczności powinienem uznać raczej to, że nie spotkam żadnego znajomego, niż że spotkam.
Innym przykładem są niezwykłe układy brydżowe - dostanie ręki w jednym kolorze jest skrajnie mało prawdopodobne, ale się zdarza podejrzanie często. Wyjaśnieniem wzrostu szans jest to, że ludzie niespecjalnie dokładnie tasują.
Podkreślę: ogólnie się zgadzam z Teorią Nieprawdopodobnego Zbiegu Okoliczności, to nigdy bym przy jej pomocy nikogo nie przekonywał. Ani nie wypróbowywał Boga przy pomocy tej teorii, bo z Biblią mi się średnio to zgadza (,,nie będziesz wystawiał Boga na próbę''). I tak generalnie mam na tak mało rzeczy wpływ w życiu, że nie muszę przypadkowości generować sztucznie. A po to mam od Boga rozum i sumienie, by starać się postępować dobrze, a nie przypadkowo.
Aaa...nie zgadzam się, ale mi się podobało i tak.