Urodziny dwa razy w roku

2 lata temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
43min

W Biblii pojawia się określenie: narodzić się na nowo. Jezus uznał to za coś ważnego, bo powiedział, że bez tego nie da się wejść do Królestwa Bożego ani nawet go ujrzeć. Cokolwiek to jest, musi to być ważne.

Co to jest? O co chodzi? I dlaczego przez wszystkie lata w kościele nigdy o tym nie słyszałem? Ani na pierwszej komunii, ani bierzmowaniu, ani na mszy, ani na lekcjach religii - nigdy nawet nie słyszałem takiego określenia a co dopiero, żeby ktoś wyjaśnił o co tu może chodzić i dlaczego to takie ważne.

To może nadrobię to czego nie wyjasnił kościół i wyjaśnię w tym odcinku specjalnym, bo nagranym w moje dwudzieste ósme urodziny (drugie w roku).

Dyskusja

Kamilowski
2 lata temu

Trzeba być dość głupim, żeby stanąwszy nad przepaścią (dla kogoś to będzie rezygnacja ze studiów, dla innej osoby sprzedanie majątku i ruszenie na Syberię a dla innej osoby wyjście z domu) powiedzieć: "Boże!!! Wierzęęęęę!!!" i rzucić się w przepaść tylko po to żeby za chwilę zrozumieć, że podjęło się najlepszą decyzję w swoim życiu. Ja pamiętam datę swoich prawdziwych narodzin. Potem mi się posypało poprzednie życie i było ciężko i bolało ale jak patrzę na to co zyskałem to było warto i znowu bym to zrobił bez wahania. W tak zwanym normalnym życiu straciłem wiele bo moja żona odeszła, straciłem kilku kumpli od kielicha, posypało się finansowo ale wszystko to tylko materialne "marności" jak na to patrzę z perspektywy czasu. Zyskałem relację z Bogiem. Moim Mistrzem, Przyjacielem, Tatą. Ja nie wierzę(mam na myśli klasyczne znaczenie tego wyświechtanego słowa) w Boga. Ja WIEM, że ON jest bo Go doświadczam każdego dnia.

Martin
Świetny materiał.

Kaziq
2 lata temu

U mnie to wyglądało tak, że podjąłem decyzję, że chcę tego Jezusa znać i go naśladować (mimo, że wydawało mi się, że go znam i naśladuję, jako katolik) i od tej chwili zaczęło się dużo zmieniać, i mnóstwo rzeczy zacząłem zauważać, Do momentu całkowitego oddania mu minęło kilka lat od decyzji. Co w tym przypadku można nazwać nowym narodzeniem (jeśli cokolwiek)?

Jeśli chcemy analizować podobieństwa, to jak się człowiek rodzi fizycznie, on sam się nie zmienia, tylko zmienia się jego otoczenie, a on potem przez długi czas musi się nowego otoczenia uczyć i dostosowywać.

Jeśli więc termin "nowe narodzenie" oznacza zmianę w człowieku, to ta nazwa nie pasuje. Pasuje tylko jeśli uznamy, że człowiek się nie zmienia, ale przechodzi z jednego świata do drugiego. Nawet przecięcie pępowiny pasuje, bo symbolizuje zerwanie więzi ze sprawami, które są ważne dla starego świata (pieniądze, bezpieczeństwo, itd.)

Człowiek zostaje taki sam, ale żyje (umysł, świadomość) w innym świecie, co innego ma dla niego znaczenie. Do tej zmiany niektórzy się dostosowują od razu, a innym zajmuje to lata.

Dlatego nie zgadzam się, że jak nie było od razu spektakularnych efektów, to nie było nowego narodzenia.

Martin
2 lata temu

Widzę to podobnie.

Urodzenie się oznacza zmianę sytuacji człowieka, a niekoniecznie zmianę w człowieku. Dlatego, tak powiedziałem w odcinku, myślę, że zmiana człowieka jest konsekwencją tego nowego narodzenia a nie samym narodzeniem. Narodzenie to tylko początek drogi. I mam wrażenie, że to ten początek Jezus miał na myśli.

Są tacy, u których zmiana pojawia się szybko i wyraźnie. Są tacy, którzy zmieniają się stopniowo. Nawet bywa, że zmiany zaczynają się jeszcze przed początkiem drogi. Bo tak jak mówię, wszystkie prawdziwe historie różnią się od siebie. I to jest fajne.

Ale jedno jest wspólne, niezależnie od tego co się dzieje na drodze: że musi być początek drogi. Jezus przecież powiedział, że czymkolwiek to narodzenie się jest, jest to warunek konieczny. Więc wg Biblii patrząc na sprawę, ten początek musi się wydarzyć. U wszystkich wierzących w Jezusa. Niezależnie od całej reszty.

A ze zmianami to oczywiście przeróżnie jest. Ale wydaje mi się, że to też jest wspólna rzecz dla wszystkich: zmiany zawsze są. Raz szybkie, raz wolne, raz spektakularne, raz ciche. Ale są. Muszą być.,

Bo inaczej co by to było za narodzenie, gdyby nie miało żadnych widocznych konsekwencji?

Damian
2 lata temu

Narodziny to opuszczenie jednego świata (brzuch mamy) i pojawienie się w kolejnym. I to narodzenie się z ducha to jest to samo - od jedenastu lat czuję się, jakbym się uniósł z tego świata i zawisł w takim limbo w połowie drogi między Niebem a Ziemią - widzę już to górne, choć jeszcze mnie tam nie ma, i widzę nadal to dolne, ale już jakby z dystansu. I ten stały kontakt z Bogiem jest konsekwencją tego, bo już stoję w takiej odległości, że go zawsze widać. I stąd też to co mówił Paweł, że jestem ja i człowiek zewnętrzny - wiszę sobie w powietrzu i widzę resztki tego starego człowieka nadal stojącego na dole i też mam do niego jakiś taki dystans, jakbym to nie był prawdziwy ja. I widzę lepiej wszystkie syfy tego starego człowieka i coraz lepiej idzie mi rozumienie jak one działają i z czego się biorą, choć żadnego wykształcenia psychologicznego nie mam - widzę teraz lepiej, bo z dystansu. I podobnie widzę moich przyjaciół i wrogów - w kontekście tego jakie mają słabości a nie już tak bardzo tego, co mi kto zrobił. Nie wszystko to przyszło od razu, ale w miarę aklimatyzacji z tym nowym "wymiarem" te wszystkie rzeczy pojawiały się stopniowo jako logiczna konsekwencja. Tak to widzę.

Co jeszcze?