Ja się tam przeciw władzy nie buntuje, kiedy wykonuje zadanie wyznaczone przez Boga: czyli właśnie bycie postrachem dla tego złego uczynku. I w tym zakresie uważam władzę za przedłużenie ręki Boga w celu wykonywania sprawiedliwości.
Ale nie widzę żadnego uzasadnienia w słuchaniu władzy tam gdzie się oderwała od Boga, od sprawiedliwości, od karania za złe rzeczy i szaleje mając wszystkich i wszystko w nosie. Bo jeżeli nawet oszalała władza jest dalej narzędziem Boga (a całkiem możliwe że jest, niestety), to nie można jej uznać za "ciąg dalszy Boga".
A już zupełnie niedorzecznie jest słuchać kogokolwiek w sposób absolutny, totalny, w pełnym zakresie i bez ograniczeń. Taka władza ma swoją nazwę: tyrania, i taka władza ze swojej natury nie może być identyfikowana podległością Bogu, bo tyran sam siebie tylko uznaje za boga i nie uznaje nad sobą nikogo i niczego.
Więc jak ktoś mówi, że chrześcijanin ma słuchać bezwzględnie władzy, to logika każe mu potępić Jezusa. Za niechrześcijańskie zachowanie. Bo sprzeciwiał się i władzy cywilnej Rzymu i religijnej Sanhedrynu.
Więc co, w ramach chrześcijaństwa, wbijajmy radośnie gwoździe w Jezusa, kiedy władza tak każe?...