Jak to działa kiedy się jest daleko od siebie? Co zrobić żeby działało lepiej? Czy warto próbować w ten sposób? Co wynika z naszych doświadczeń życiowych?
Ludzie dzisiaj wolą zerwać z kimś niż się przeprowadzić niestety. A związki na odległość są bardzo trudne. Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że prawie zawsze nie wychodzą. Chyba, że ktoś się właśnie przeprowadzi w końcu. Ooo bardzo dobry temat na kolejny odcinek jakiegoś programu - czy jesteśmy skazani na ponawianie błędów swoich rodziców... Też w związkach :).
Karolina, w swej wypowiedzi dotknęłaś terminu, który określam jako "redukcja personalno-ontologiczna". Mówiąc kolokwialnie chodzi o wywalenie oczekiwań, interpretacji i skupić się głównie na podstawowej funkcji mojej osoby w kontekście drugiego, czyli - "Ja jestem" . To jest atrakcja - świadomość, tego, że druga osoba jest - nie chcę określić tego jako "dla mnie", ale chyba jednak dla mnie i cieszy mnie, że jest i że ja jestem.:-) Z drugiej jednak strony im dalej się przemieszczamy, tym emocje stają się silniejsze, więc termin redukcji personalno-ontologicznej może się sprawdzić na pewnym etapie. Co do "później", to nie gwarantuję sukcesu, aczkolwiek polecam literaturę Anthonego De Mello, który w końcu napisał, że wszystko to czego pragniemy i przed czym uciekamy jest w nas. A to z kolei sugeruje, że prawdziwą miłością jest to, że jesteś z kimś, kto do szczęścia nie jest ci wcale potrzebny. Poświęcanie się dla jednostki w ramach niepewności, którą niesie rozłąka jest samookaleczeniem. W ogóle poświęcanie się w związkach jest poniekąd chujowe - w jego rezultacie mamy jedną, alb dwie nieszczęśliwe osoby. Ale! Niech Żyje Miłość!
Remi:Czytałam de Mello i zgadzam się z tym, że przygoda jest w człowieku. Ale fajnie ją z kimś dzielić,nie? Rozłąka -przymusowa czy uzgodniona-odświeża często świadomość, że kluczowa jest obecność, czyli właśnie owo "jest", a codzienność skupia się na tym "jaki jest". "Co" determinuje "jak". Także poczucie szczęścia w miłości ogniskuje się w pierwszej kolejności wokół dawania. Tylko trzeba mieć z czego. Człowiek, który jest nieszczęśliwy sam ze sobą może tylko chcieć brać złudny gwarant bezpieczeństwa tymczasowych endorfin, nie mając nic do zaoferowania ze względu na autocenzurę, która go nisko wartościuje. I czapa wtedy. Tzn. redukcja. Ta ontologiczna. Na jakiejś personie. ;)
"Związek na odległość" to trochę oksymoron - bo przecież związanie określa jakąś bliskość, także fizyczną. Z drugiej strony jak się czyta niektóre opublikowane epistolografie znanych osób to widać, że nawet na odległość można stworzyć silne więzi i przywiązanie duchowe, czy też intelektualne. "Więź" jako poczucie wspólnoty, porozumienia. Dotyczy to jednak bardziej wybitnych przyjaźni, czy rodzinnych przywiązań, niż tak szczelnej relacji, która domaga się dzielenia obecnością, jak para : kobieta i mężczyzna.