Przyznam, że ten temat jest wyjątkowo ciężki i nie zgadzam się z Tobą, Martinie w pewnych kwestiach. M.in. w tym, że bogactwo jako taki jest złe, gdyż przesłania nam Jezusa i Boga, oraz w tym, że jak czemuś się poświęcamy, to również tracimy Ich z oczu. Zaraz napiszę dlaczego, najpierw chciałbym się zastanowić nad jednym: czym jest życie?
Jestem pewien, że pamiętasz swój odcinek o tym, o co w tym wszystkim chodzi. Po co żyjemy, po co zostaliśmy stworzeni? Czy mamy być kukiełkami, wysławiającymi Boga dzień i noc? A może zachłannymi pogardliwcami, którzy myślą tylko o sobie? Nie. W ostatecznym rozrachunku WSZYSCY dążymy do szczęścia. Chcemy przeżyć dany nam czas na ziemi miło, fajnie i przyjemnie. Bóg wymaga od nas dodatkowo, byśmy byli szczęśliwi i jednocześnie pozwolili zaznać szczęścia innym ludziom i z nimi żyli w zgodzie, pokoju i miłości.
"Z czym stanę przed Panem, i pokłonię się Bogu wysokiemu? Czy stanę przed Nim z ofiarą całopalną, z cielętami rocznymi? Czy Pan się zadowoli tysiącami baranów, miriadami potoków oliwy? Czy trzeba, bym wydał pierworodnego mego za mój występek, owoc łona mego za grzech mojej duszy?' Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegóż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim?” (Mi 6, 6-8)
Innymi słowy, czy przypadkiem Boga nie obchodzi co robimy, czym się pasjonujemy i czemu się poświęcamy O ILE:
- nie jest to szkodliwe dla innych ludzi
- nie jest to obrzydliwe i nienaturalne dla Boga (vide homoseksualizm czy cudzołożna prostytucja)
- robimy to uczciwie i sprawiedliwie,
oraz
- żyjemy w zgodzie i w miłości z Bogiem (z tym wiąże się żywy kontakt z Nim).
Czy to przypadkiem nie jest nazwane przez Ciebie "hobbystyczne chrześcijaństwo"?
Odnosząc się do samego bogactwa: czy jeśli nie traktujemy go jako celu samego w sobie, lecz jako narzędzie do doświadczania niedoświadczonego, poznawania ukrytego, korzystania ze stworzonego itp. - to nie jest to złe?
Ok, jeśli skupiam się na pieniądzach i dążę do tego, by je mieć, pomnażać itp, bo są moim celem w życiu - to na pewno jest to złe. Jeszcze gorzej, jeśli nie zważam przy tym ani na Boga ani na innych ludzi.
Co jednak w sytuacji, gdy np. lubię podróżować i daje mi przyjemność wyjeżdżanie z rodziną w najróżniejsze miejsca, a w tym celu pracuję starannie, by klienci mojej firmy byli zadowoleni, i w zamian za moje usługi, dostarczyli mi środków (pieniędzy), za które będę mógł realizować owe "zachcianki" (to tragiczne słowo, ale nie przychodzą mi inne do głowy). A tym bardziej, gdy staramy się współpracować z Bogiem i Jezusem - rozmawiamy, pytamy, prosimy o wskazówki, czy dobrze postępujemy itp. Nie wydaję mi się, żeby takie działanie powodowało jakieś zło, a tym bardziej, by przesłaniało nam Ich sprzed oczu.
Jak wtedy interpretować słowa Jezusa do owego bogacza? Inne warunki (potrzeba rozpowszechnienia ewangelii)? Jakaś głębsza historia, kryjąca się za bogaczem? Nie mam pojęcia, dlatego pozostawiam tak wiele otwartych pytań. Chcę jednak rozwiać wszelkie swoje wątpliwości, co do tych kwestii. Mam nadzieję, że nie napisałem tego jakoś zawile :l