Nie zgadzam się wcale, że rozpad związku jest porażką.
Z tego samego powodu z jakiego nie zgadzam się, że życie zakończone śmiercią jest porażką.
Każdy związek się kończy. To jeszcze nie powód, żeby to uznać za porażkę.
A co do arbitraży pomiędzy stronami to ja apeluję o to, żeby nie stawiać na równi tego kto napada i tego na kogo się napada.
Bo to jest taka sytuacja, jakby jeden rzucał w drugiego kamieniami, korzystając z tego, że tamten się odsłonił. Przy czym napadający sam jest schowany i nic mu nie grozi.
Jeżeli ktoś przychodzi teraz i mówi: hej, uspokójcie się obaj, to coś tu nie brzmi. To brzmi tak, jak by jeden był winny rzucania kamieniami, a drugi był winny, że się zasłania.
Nie, nie, nie. Nie tolerowałem nigdy, kiedy ktoś stawiał się w roli sędziego, przyznawał sobie prawo wyrokować bez pytania o tym co słuszne a co nie. To krzywdzące postępowanie. To jest agresja.
I to nie jest kwestia denerwowania się, tylko sprzeciwiania się agresji.
Bo chciałbym, żeby w tym programie nikt się nie bał mówić o sobie i swoich trudnych sprawach. A nie będzie mówić, wiedząc, że naraża się na to, że życzliwi bliźni publicznie rozgrzebią każdy aspekt jego życia.