542. Jak zacząć?
Czasem ktoś ma ochotę zostać chrześcijaninem. Nawet wie co to znaczy i na czym to polega. Ale jak się właściwie do tego zabrać?
Na czym się skupić na początku drogi? Co robić przez pierwsze tygodnie i miesiące? Od czego zacząć?
Poprzedni odcinek:
Następny odcinek:
Poprzedni odcinek:
Następny odcinek:
Dyskusja
Zmiana podejścia to może być jeden moment, ale odruchy wciąż zostają. Z tym krok po kroku to chodziło mi bardziej o odzwyczajaniu się od starego jak już się wybierze nowe. Bo to z odruchami jednak tak przeważnie jest, że się uparcie trzymają nawet jak człowiek podejmie świadomie decyzje robić coś im na odwrót.
Ja się nie znam na odkłamywaniu "krok po kroku". Ja to zrobiłem rewolucyjnie, raz a porządnie.
Cały system wierzeń w głowie podarowany przed "dobrych ludzi" był coraz bardziej irytującym gościem. I tak mi się zbierało, zbierało, aż któregoś dnia pojawiła się alternatywa. I wtedy wyrzuciłem gościa za drzwi, raz a porządnie.
Nie wiem jak się wyrzuca gościa za drzwi po kawałku. A nawet jakbym wiedział to po co sobie utrudniać życie?
Po takiej operacji, owszem, pojawia się samotność i niepewność poruszania się w zupełnie nowym świecie. Ale nie zwracałem na to uwagi. Ulga, radość i wolność były tak duże, że zapomniałem, że miałem się bać czy co tam. A przede wszystkim przesłonił wszystko realny kontakt z Bogiem. Wielu do tego tęskni, ale mało kto stawia wszystko na jedną kartę.
Jezus w większości rozmów uzdrawiał psychikę. Nie widać tego? Może kwestia tego czego człowiek się spodziewa. Jak czeka na "teraz uzdrawiam twoją psychikę, dotknę ci głowy i będziesz uzdrowiony" to się nie doczeka. Jezus wyzwania rzucał. Krótkim zdaniem zmuszał człowieka do konfrontacji i decyzji.
Źródłem choroby w psychice są przeważnie kłamstwa. Stare, dojrzałe, zagmatywane, z długimi korzeniami. Chwasty.
Widzę, że nagrałeś Martinie odcinek bardziej praktyczny o chrześcijaństwie. Pewnie rozmowy z nami na Discord cię zainspirowały (i nie tylko) - fajnie :-).
Zanim poznałem Jezusa to uważałem, że jestem jaki jestem i tak już musi być. Jak już zostałem Chrześcijaninem to czytałem jaki ten Jezus jest i jakim chce, żebyśmy my też byli i pomyślałem sobie "fajnie by było takim być", chociaż to się wydawało raczej nierealne. Gdzieś tam w końcu zacząłem zauważać, że tu coś jest ze mną nie tak, a tam do poprawy. Nadal nie widziałem specjalnych perspektyw, ale kierunek już jakiś był i nie miałem wymówki, żeby nic nie robić. Skoro obiecałem temu Bogu, że jestem teraz Jego własnością to wypada chociaż próbować. No i schemat przeważnie jest taki, że na początku Bóg w ogóle nie pomaga zanim nie zrobisz chociaż paru kroków sam. A po tych paru krokach nagle robi się nagle jakoś dużo łatwiej i zaczynają się zaskakująco szybkie postępy. I tak poznałem Damianów: umiejącego rozmawiać rozmawiać z ludźmi, zawierającego bliskie przyjaźnie (wcześniej poznając Damiana, który w ogóle chce jakieś mieć), umiejącego nie żreć się z ojcem przy każdej okazji, radzącego sobie w pracy, wytrzymującego trudne sytuacje bez rezygnowania z Boga. Po poznaniu pierwszego takiego Damiana byłem zszokowany tym, że to naprawdę jestem teraz ja. I zacząłem chcieć poznawać kolejnych.
@Damian
''A to dlatego, że kiedyś tam poczułem autentyczną ciekawość jaki jest ten Damian w najlepszej wersji i wszystkie Damiany pomiędzy. Autentycznie chciałem (i chcę nadal) ich poznawać.''
Możesz rozwinąć?
Zmienianie obrazu w głowie to nie pusta kwestia - to kwestia kluczowa. Tak naprawdę stajesz się innym człowiekiem, kiedy zmienia się to co jest w głowie - bo to właśnie w swoich głowach tak naprawdę mieszkamy.
Czy mieliśmy w Ewangelii jakiś przykład tego, że Jezus uzdrawiał psychikę człowieka? Nie kojarzę czegoś takiego. A w sumie dlaczego nie, przecież na pewno i takie problemy ludzie mieli. "Zaczarować" umysł to nie to samo co nogę, tu jednak wchodzi się w sfery tego kim człowiek jest i jego istoty/woli, jak wiemy woli człowieka to Bóg ruszać nie chce. Myślę, że właśnie dlatego nie ma takich przypadków opisanych. Jezus naprawiał ludziom głowy, ale nie cudami tylko rozmową i zapraszaniem do chodzenia za Nim.
Z mojego doświadczenia wynika, że na początku Bóg daje jakiś lekki power-up ale stamtąd to już tylko inspiruje i naprowadza jak sobie dobrze przemeblować głowę, krok po kroku. I patrząc teraz na siebie sprzed lat to naprawdę niebo a ziemia. A to dlatego, że kiedyś tam poczułem autentyczną ciekawość jaki jest ten Damian w najlepszej wersji i wszystkie Damiany pomiędzy. Autentycznie chciałem (i chcę nadal) ich poznawać. I szkoda by było nie doczekać się takich Sebastianów ;)
Psalm 37
Psalm Dawida. Nie oburzaj się z powodu złoczyńców ani nie zazdrość czyniącym nieprawość.
Jak trawa bowiem prędko zostaną podcięci i zwiędną jak świeża zieleń.
Ufaj PANU i czyń dobrze; będziesz mieszkał na ziemi i na pewno będziesz nakarmiony.
Rozkoszuj się PANEM, a on spełni pragnienia twego serca.
Powierz PANU swoją drogę i zaufaj mu, a on wszystko wykona;
I wyniesie twoją sprawiedliwość jak światłość, a twoją prawość jak południe.
Poddaj się PANU i oczekuj go; nie oburzaj się na tego, komu powodzi się w drodze, na człowieka, który spełnia swe złe zamiary.
Zaprzestań gniewu i zaniechaj zapalczywości; nie zapalaj się gniewem do czynienia zła.
Złoczyńcy bowiem będą wytępieni, a ci, którzy oczekują PANA, odziedziczą ziemię.
Jeszcze chwila, a nie będzie niegodziwego; spojrzysz na jego miejsce, a już go nie będzie.
Lecz pokorni odziedziczą ziemię i będą się rozkoszować obfitością pokoju.
Niegodziwy knuje przeciwko sprawiedliwemu i zgrzyta na niego zębami.
Lecz Pan śmieje się z niego, bo widzi, że nadchodzi jego dzień.
Niegodziwi dobyli miecz i napinają swój łuk, aby powalić ubogiego i potrzebującego, aby zgładzić tych, którzy idą prawą drogą;
Lecz ich miecz przeszyje ich własne serca, a ich łuki będą złamane.
Lepsza jest odrobina, którą ma sprawiedliwy, niż wielkie bogactwa wielu niegodziwych;
Ramiona bowiem niegodziwych będą połamane, ale sprawiedliwych PAN podtrzymuje.
PAN zna dni nienagannych, ich dziedzictwo będzie trwać na wieki.
W czasie nieszczęścia nie doznają wstydu, a w dniach głodu będą nasyceni.
Niegodziwi zaś wyginą, a wrogowie PANA znikną jak tłuszcz barani, jak dym się rozwieją.
Niegodziwy pożycza i nie zwraca, a sprawiedliwy lituje się i rozdaje.
Błogosławieni przez PANA odziedziczą ziemię, a przeklęci przez niego zostaną wytępieni.
PAN kieruje krokami dobrego człowieka i jego droga mu się podoba.
Choćby upadł, nie zostanie całkowicie powalony, bo PAN podtrzymuje go swą ręką.
Byłem młody i jestem już stary, lecz nie widziałem sprawiedliwego, który by był opuszczony, ani żeby jego potomstwo żebrało o chleb.
Każdego dnia lituje się i pożycza, a jego potomstwo jest błogosławione.
Odstąp od złego i czyń dobrze, a będziesz trwał na wieki.
PAN bowiem miłuje prawość i nie opuszcza swoich świętych, strzeże ich na wieki; a potomstwo niegodziwych będzie wytępione.
Sprawiedliwi odziedziczą ziemię i będą na niej mieszkać na wieki.
Usta sprawiedliwego wypowiadają mądrość, a jego język mówi o sądzie.
Prawo jego Boga jest w jego sercu, jego kroki się nie zachwieją.
Niegodziwy czyha na sprawiedliwego i szuka sposobności, aby go zabić.
Lecz PAN nie zostawi go w jego ręku i nie potępi, gdy będzie sądzony.
Oczekuj PANA i strzeż jego drogi, a on cię wywyższy, abyś odziedziczył ziemię; zobaczysz zatracenie niegodziwych.
Widziałem niegodziwego bardzo wyniosłego i rozpierającego się jak zielone drzewo laurowe;
Lecz przeminął i oto już go nie było; szukałem go, ale nie mogłem go znaleźć.
Spójrz na nienagannego i przypatruj się prawemu, bo ten na końcu osiągnie pokój.
Lecz przestępcy razem zginą, niegodziwi na końcu zostaną wytępieni.
Zbawienie zaś sprawiedliwych pochodzi od PANA; on jest ich siłą w czasie utrapienia.
PAN ich wspomoże i wyzwoli; wyzwoli ich od niegodziwych i wybawi, bo w nim pokładają nadzieję.
Wiesz Damian, jest coś w tym co piszesz, by krok po kroku zmieniać ''umeblowanie'' w głowie. Ale przecież wystarczyło by doświadczenie żywego Boga i po problemie. A są podobno ludzie którzy czegoś takiego doświadczyli. Natomiast zmienianie o którym piszesz kojarzy mi się ze zmianą obrazu Boga w swojej głowie. Nawet jeśli to zmienie, to nadal będzie tylko obraz-pusty w środku :)
@Marcin Mielcarski, Być może gdzieś tam kręci się opcja ''nie jestem godny''. Z tym że jest to problem złożony, to wszystko siedzi gdzieś w zakamarkach mojego umysłu, duszy, tkankach itd :)
Dlatego wspomniałem że jeśli nawet wyrażam chęć, to narzuca mi się zaraz stary obraz Boga. A przecież wystarczy pstrykniecie palcem Bożym, by mnie z tego gówna wyciągnąć. Bo dlaczego nie?
Jeśli poczytamy NT, to tam Jezus uzdrawiał ludzi praktycznie od razu. Nie wymagał jakiejś relacji itd.
Na dzień dzisiejszy nie widzę czegoś takiego ze strony Boga.
@Sebastian warto myślę posłuchać tzw. świadectw ludzi którzy autentycznie wyszli z totalnej kupy. Ja w swoim otoczeniu mam najbliższą mi osobę (żonę) która była w naprawdę ciężkim położeniu i w sumie decyzja o byciu z Bogiem zmieniła naprawdę sporo i otworzyła nowy rozdział. I nie jest już tak że jak się nawrócisz to nie będziesz mieć problemów, oj nie, może być tak że problemy będą się mnożyć jak króliki! Ale już nie są tego kalibru, i da się je jakoś wytrzymać bo wiesz że Bóg jest z tobą. Przynajmniej ja to tak widzę.
U Ciebie może być podobny problem co był u mnie i z którego też się jeszcze trochę muszę leczyć pod tytułem: "nie jestem godny". Mi się wydaje że to bzdura, bo w Biblii nie takich zawodników Jezus zapraszał do siebie (choćby łotr na krzyżu - co on tam za darmo może wisiał? ;-))
Sebastian,
Często mamy różne założenia w głowie (czy to przez kościół, rodziców, szkołę), które potem bardziej lub mniej świadomie przenosimy na coś, co nie jest tym, skąd się wzięło założenia. I oczywiście Bogu też się dostaje, potem mamy o Nim jakieś wzięte zupełnie z kosmosu poglądy, uważamy je za oczywiste i nawet nie przychodzi do głowy nam ich podważać. Ja myślę, że jesteś na dobrej drodze do wyjścia z tego, bo zrobiłeś pierwszy krok - zauważyłeś, że to masz. Myślę, że dobrym drugim krokiem będzie nastawienie się na przyłapywanie się na takich myślach i powiedzenie sobie wprost "o, ja teraz właśnie odruchowo wziąłem jakieś założenie z KK i przypisałem to Bogu". I potem zrobić krok w tył, popatrzeć na to z dystansu i samemu dojść do wniosku ile w tej myśli było sensu. Na początku nie będziesz miał odruchu przyłapywania się i będzie ci wychodzić raz na 10, potem raz na 5, potem na 2. I wśród tych razy znowu najpierw raz na 10 ci to coś da, potem na 5 i w końcu możesz naprawdę być w stanie zrobić sobie w głowie remont. Na początku wiele rzeczy wygląda na niemożliwe, ale stawiając sobie po trochu małe cele możesz za rok czy dwa odkryć, że jesteś już innym człowiekiem.
Żeby zacząć w moim przypadku, musiałbym się całkowicie ''odkłamać'' z Boga. Brzmi to paradoksalnie. Ale wszczepiony program made in vatican na tyle mocno siedzi, że kiedy chciałbym się zbliżyć do Boga, narzuca mi się cały system katolicki z zasadami i nakazami i innymi ''cukiereczkami'' typu poczucie winy, poczucie grzechu i wyrzuty sumienia :)
Do tego to wszystko obarczone jest doświadczeniami, przykrymi doświadczeniami, nerwicami religijnymi itd. Naprawdę jest ciężko w takiej konfiguracji i praniu mózgu uwierzyć w Boga Chrześcijańskiego a co najważniejsze chcieć takiego kogoś poznać czy szukać. Myślę że jest to w moim przypadku niewykonalne. Sam Jezus chyba musiałby zainterweniować, ale z tego co widzę raczej nie kwapi się do tego, więc mam prze***ne :)
Fajnie było posłuchać Ciebie Martin, tak BTW.