Długi, procenty i Biblia

4 lata temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
56min

Cały świat to jeden wielki kredyt. Dlatego dobrze wiedzieć co Bóg ma do powiedzenia na temat pożyczania, kredytów, długów i zarabiania z procentów.

Dyskusja

Lukszmar
4 lata temu

Ja do tego tak nie podchodzę Martinie. Generalnie wychodzę z założenia, że moi rodzice mi dają pieniądze i nie chcą nic w zamian. Dlaczego więc to robią? No z czystej dobroci i miłości do mnie - altruistycznie (mogą być też inne powody ale zakładam ten szlachetny). Oczywiście tak naprawdę to nie wiem czy dobrze robią dając mi pieniądze np. na te studia, ale jak nie wiem to równie dobrze mogę wziąć i zobaczymy co z tego wyjdzie (może coś dobrego). W każdym razie zakładając szlachetne podejście to ja im nic nie jestem winien. Nie podpisywaliśmy w końcu żadnej umowy. Co więcej, ja się nie poczuwam do winy jeśli ktoś mnie sam o coś prosił (czy dawał) i ja mu to dałem i wyszło źle. No dobra, może się trochę poczuwam, ale zakładam, że każdy jest odpowiedzialnym panem swojego losu, a ja nie mogę wszystkiego kontrolować. Tak, więc jak chce ode mnie tych pieniędzy, które naprawdę są tylko obietnicą czy długiem to dobra, dam mu jak mam. Ja go mogę co najwyżej przestrzec przed tym. To o czym tutaj mówisz (to zadłużanie się) to zwyczajne "granie" na ludzkich emocjach. Jeśli ktoś jest przez to kontrolowany, to rzeczywiście jest to problem, ale jeśli nie to ja nie widzę tu problemu.

ŁukaszSZ
4 lata temu

Super !
Akurat miałem sporą rozkminę jak ugryź dzisiaj ten fragment z prawa i też do takich wniosków doszedłem.
Warto jeszcze dodać że złoto też podlega inflacji, z tego co pamiętam właśnie Hiszpania w XV w. przeszła coś takiego jak był napływ złota z Ameryki po nowych odkryciach geograficznych.
Nie żeby to był argument do obrony pieniądza fiducjarnego, ale ostatecznie pieniądz musi odzwierciedlać wartość wykonanej pracy, ryzyka wykonanego w przeszłości.
Złoto jest dziś chyba najlepszym sposobem przetrzymywania tej wartości ze względu na swoje cechy, ale samo w sobie nie ma aż takiej wartości :) złoto nie zamieni się w ziemniaki :)

Martin
4 lata temu

A Lukszmar, pytanie: gdyby ci rodzice co z czystej dobroci i miłości ci dawali któregoś dnia postanowili się zdenerwować i powiedzieli ci tak "pamiętasz ile zrobiliśmy dla ciebie? To teraz my potrzebujmy żebyś coś zrobił dla nas", to czy nie czułbyś presji, wręcz przymusu wewnętrznego, żeby im się odpłacić? Że im się faktycznie należy? Czy nie czułbyś się fatalnie sam ze sobą, gdybyś odmówił im spłaty długu?

Intencje nie mają tu znaczenia. Jeżeli ktoś coś robi dla ciebie, bo cię lubi, to tworzy się automatyczne poczucie zobowiązania. I jest ono jeszcze silniejsze niż gdyby ten ktoś dał ci coś z samej tylko chęci zysku. Jest, myślę silniejsze, nawet, bo wdzięczność za otrzymaną dobroć jest wpisana w naturę człowieka. I ta wdzięczność czy nawet miłość jest też formą objawiania się długu.

Stąd też takie zdanie w Biblii, którego zapomniałem zacytować w odcinku:
"Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością" [Rzym 13]

Co tylko potwierdza - znowu - że miłość można traktować jak dług, a jeżeli nie, to przynamniej można do długu porównać.

Co do złota, to pewnie, że podlega prawom popytu i podaży jak wszystko inne. Ale złoto nie jest obietnicą! Tym bardziej opartą na kłamstwie.

Lukszmar
4 lata temu

No tak Martinie, zawsze jest takie ryzyko, że ktoś, np. rodzice ci powiedzą: "my ci tyle w życiu dawaliśmy to teraz nam oddaj", albo rób co chcemy. Ja na coś takiego bym powiedział, wybaczcie, kocham was, itd., ale nie ma mowy. Nic podpisywaliśmy żadnej umowy, nic wam nie obiecywałem, zakładałem, że robiliście to z czysto altruistycznych pobudek (a może nie robiliście?!). Jeśli dalej się będą upierać przy swoim, to fakt mogę być przez to trochę zdołowany i czuć silną presję, że tak się moja rodzina zachowuje (czy przyjaciele), ale będę się starał z nimi negocjować jakoś (nawet z niższej pozycji) w końcu siłą i tak nie mogą na mnie nic wymusić. Powtarzam, jest takie ryzyko, ale całe życie to przecież ryzyko i jak sam mówiłeś Martinie zawsze komuś w życiu coś będziemy winni (szczególnie naszym rodzicom). Przy czym, ja zaznaczam, że mówię o sytuacjach, kiedy nie było umowy i wydawało się, że są "czyste intencje". W innych przypadkach zgadzam się z tobą Martinie - lepiej nie bierz kredytów, nie przyjmuj takich prezentów i nie pożyczaj pieniędzy (chyba że jako ostatni deska ratunku bo w życiu różnie bywa). Ba i zgadzam się, że samemu często lepiej rezygnować z odzyskania długu.

Don Camilo
4 lata temu

Pierwszy problem tkwi w tym, że niektórzy przestali odczuwać, że są dłużnikami. "Pożycz 20 groszy" z ust żulika spod monopolowego oznacza "daj 20 groszy". Ktoś kto się wykształcił na lekarza za pieniądze polskiego podatnika ma to gdzieś, przeciwnie - uważa, że to było jego prawo. Poczucie załużenia jest mu kompletnie obce - natychmiast, kiedy uzyska wszystkie potrzebne dokumenty, wyjeżdża za granicę tam gdzie najlepiej płacą.
Drugi problem polega na czymś przeciwnym. Ktoś poczęstowany fajką jak najszybciej stara się zrewanżować darczyńcy. Ktoś, kogo kolega podwiózł za darmo do domu samochodem nie może spać dopóki nie uda mu się wcisnąć kumplowi kasy za paliwo. I tu jest problem z PYCHĄ. Chcemy się czuć niegorsi od innych i dlatego stronimy od przyjmowania prezentów (często wymigując się przy użyciu kłamstwa). Tacy w szczególności mają problem z chrześcijańskim zbawieniem z łaski.
Warto uczyć się umażania i raz na ruski rok warto też przeżyć umożenie długu który komuś wisieliśmy.

Lukszmar
4 lata temu

No tak, my tu rozmawiamy z pozycji chrześcijan i szlachetnych ludzi dążących do jak największej uczciwości i sprawiedliwości. Z kolei spora część społeczeństwa bierze co tylko wpadnie im w ręce (czasem po prostu kradnąc) bez opamiętania. I to pomimo jakiś wyrzutów sumienia, a może Don Camilo masz rację, że w ogóle już nie mają wyrzutów sumienia... I spora część społeczeństwa uważa, że nie ma nic złego w braniu dotacji z pieniędzy zabranych innym przemocą, bo im się należy. Takim ludziom lepiej nie dawać/pożyczać pieniędzy (a przynajmniej nie żadnych dużych pieniędzy). Chociaż ci co mają najwięcej zgromadzonych pieniędzy papierowych czy tych pustych najwięcej stracą jak przyjdzie kryzys. Tak, więc ta chciwość obróci się mocno przeciwko nim i może sprawiedliwości stanie się zadość.

Karol
4 lata temu

Większość świata jest poniżej zera (nie znam statystyk, ale nawet jeżeli nie to zakładam, że dużo). I zgadzam się, żeby nie brać nic na kredyt, a jeżeli już to na inwestycje. No w związku z tym chciałbym jeszcze dopytać Martinie o twoje zdanie. Jak uważasz czy branie kredytu na edukację podpina się pod to czy nie (konsumpcja)? To też inwestycja przecież, tyle że w siebie, a mówi się, że inwestycja w ludzi to najlepsza inwestycja. Następnie co powiesz o ratach 0%? Oraz o takim przypadku że: masz pieniądze (no zakładamy istniejący system finansowy, że ciągle jest środkiem wymiany) na pokrycie jakiegoś zakupu, ale masz możliwość rozłożyć płatność na raty 0%. To w takim wypadku jesteś poniżej zera czy nie? No i teraz ostatnia rzecz: ktoś ma kredyt hipoteczny, spłaca raty. Jak kwalifikujesz taką sytuację? To jest poniżej zera? Bo przecież ostatecznie wartość tej nieruchomości jest pokryciem długu, a nawet jest większa niż dług (zazwyczaj). Jak to liczyć?

Martin
4 lata temu

Kredyt na edukację to najlepsza forma kredytu na inwestycje. Tak całościowo patrząc na wszystko (a nie tylko przez finanse) to nie ma lepszej inwestycji niż edukacja.

Ale o taką realną edukację mi chodzi, nie jakieś tam papierki, dyplomy i certyfikaty. Tylko w starą, dobrą mądrość.

Raty 0%? Ze stałym oprocentowaniem? No z punktu widzenia korzyści finansowej to oczywiście, że korzyść. Sęk w tym że to dla ludzi bez wiedzy finansowej i bez dyscypliny, pułapka psychiczna. Człowiekowi co kupuje na kredyt trudno "poczuć" że już tych pieniędzy nie ma, więc powstaje wrażenie, że ma więcej niż ma w rzeczywistości.

Edukacja dyscyplina daje dużo różnych możliwości. Ale bez jednego i drugiego możliwości się zmieniają często w perfidną pułapkę.

A co do wartości nieruchomości, co pokrywa wartość kredytu, to sęk w tym że część ceny nieruchomości jest efektem spekulacyjnych efektów (bańki) a nie wartości użytkowej. Kiedy przyjdzie kryzys i te spekulacje się skończą, wtedy dopiero się okaże co było ile warte.

Kiedy nie ma już kupców, a domów na sprzedaż przybywa, to łatwo przewidzieć co się stanie z ceną.

Co jeszcze?