Po nagrodę

3 lata temu

Maraton trwa

Zostało odcinki do końca.
70min

W Biblii powtarza się pojęcie nagrody. Kiedyś to pojęcie było jasne i oczywiste, ale dzisiaj myli się ludziom z zapłatą, łapówką i innymi koncepcjami. Nagroda to nie jest zapłata.

Zrozumienie, co to jest nagroda jest ważne, bo bez zrozumienia o co tu chodzi, relacja z Bogiem będzie zawsze lekko patologiczna.

Dyskusja

Moli
3 lata temu

Następny bardzo dobry odcinek. Od kilku lat dokładnie to nagradzanie sprawdza się i w moim życiu. Zaglądam tu Martin żeby czasem się ,, naprostowac,,. Trafiłem tu bo miałem dokładnie takie samo zdanie jak Ty o całym tym,, cudzie fatimskim,, Jak się okazało i nie tylko w tej sprawie :) Czasem mi wstyd, kiedy wytkniesz coś, co i mnie dotyczy. Rumieniec trafia na policzki :). Bardzo Ci dziękuję i pozdrawiam.

Kamilowski
3 lata temu

O Bogu po ludzku. To cały czas jest kwintesencja Odwyku i tego co robisz.
Wiele razy łapię się na myśleniu, że należy mi się zapłata bo się wysiliłem.

Wyobraziłem sobie taką tabelkę ze stawkami za "czynienie dobra i miłość do bliźniego".
Pomoc w zakupach komuś kto nie ma na nie siły - 2 dni daru uzdrawiania.
Wygłoszenie kazania dla grupy do 10 osób - 4 trafne proroctwa
Dobre słowo dla kogoś smutnego i sprawienie, że się uśmiechnie - 3 godziny mówienia językami
I tak dalej. To byłoby straszne i takie sztuczne a ile razy można się spotkać z takim myśleniem. Może nie wprost ale jednak.

Poruszyło mnie też to co mówisz o takim zdrowym egoizmie. Bez niego, słowa Pana Jezusa tracą na znaczeniu. Jeżeli jestem człowiekiem, który ma w pogardzie samego siebie to jak mogę szczerze okazywać ciepło i być przyjaznym dla innych ludzi. Kochaj innych jak siebie samego ale najpierw pokochaj siebie. Pokochaj nie uwielb...

Moli
3 lata temu

Dokładnie Kamilowski. Tak jest. Zawsze jak coś dobrego zrobiłem to sobie myślałem NAGRODA. Przeczytałem Biblię i pamiętam że było coś o tym żeby prawa ręka nie wiedziała co czyni lewa. Piękne.

Don Camilo
3 lata temu

Co do wynagrodzenia/zapłaty - zgoda - jest określona i zasłużona. Co do NAGRODY - w odróżnieniu od prezentu czy jałmużny nie zawsze jest uznaniowa!
Może nie byłoby tu problemów pojęciowych gdybyśmy używali terminologii angielskiej:
REWARD - nagroda uznaniowa (coś w stylu pozaregulaminowej premii do wypłaty, napiwku za dobrą obsługę lub znaleźnego za oddanie właścicielowi zgubionego portfela z całą jego zawartością); o tego typu nagrodzie mówi Jezus zachęcając do miłowania nieprzyjaciół oraz autor Listu do Hebrajczyków (11:6) pisząc o wynagrodzeniu pokładających wiarę w Bogu;
PRIZE - nagroda jasno określona za konkretne osiągnięcie; np. zwycięztwo w zawodach sportowych. Ten rodzaj nagrody ma na myśli Paweł w LIście do Koryntian. Tak więc nie można powiedzieć, że się przechwala tylko stwierdza fakt.
To rozróżnienie widać w głównych anglojęzycznych przekładach Nowego Testamentu.
Są jeszcze słowa AWARD i TROPHY ale mniej pasują do tematu odcinka.

Co do pogańskiego kalkulowania sobie, że im więcej dobrego zrobię tym więcej dobrego da mi Bóg, to jest to tzw. "prawo retrybucji", z którym najlepiej rozprawia się księga Hioba.

ŁukaszSZ
3 lata temu

Ja tam mam konsekwentne polskie wychowanie mentalne, "spodziewaj się najgorszego" , "bo się ojciec dowie że masz pałę," Więc o co chodzi z tymi zapłatami nie zabardzo rozumiem. Za to rozumiem że patologiczne modele relacji przenosimy na Boga jeśli zaczynamy z nim się kontaktować, i nie jest łatwo się tego pozbyć.

Lukszmar
3 lata temu

Odnośnie egoizmu Martinie to w sumie chyba można wyróżnić co najmniej dwa typy. Ogólnie egoizm to nie jest tylko kochanie czy uwielbienie siebie (jeśli już to jest to nadmierne czy przesadne kochanie lub uwielbienie siebie - tak bez jakiegoś samokrytycyzmu). Egoizm to jest raczej kochanie tylko siebie lub kochanie siebie ponad kochanie innych (przynajmniej ten zły czy negatywny egoizm). Natomiast ten dobry czy zdrowy egoizm ten o którym mówisz, to np. liczę na nagrodę jako chrześcijanin (których nie chrześcijanie nie dostaną), chcę być w życiu szczęśliwy nawet jeśli inni ludzie z jakiegoś powodu nie są, nie czuję się winny tego, że urodziłem się w nawet spoko miejscu z dachem nad głową (nie zamierzam za to przepraszać tych co tego nie mają), itp.

Przy okazji, żeby siebie kochać (tak szczerze) to trzeba być najpierw człowiekiem, którego ktoś mógłby szczerze pokochać. Innymi słowy jak z ciebie kawał chuja to nic dziwnego, że się nie kochasz i nie jesteś w stanie kochać innych ludzi jak siebie samego.

Dobry odcinek! Popieram główne przesłanie na temat nagrody - to nie zapłata i nie łapówka, ale nie ma nic złego w czekaniu na nią będąc chrześcijaninem.

Martin
3 lata temu

No może faktycznie pasowałoby tu inne słowo niż "egoizm", ale innego nie ma. Ja przynajmniej nie znam. Twórcy definicji nie wzięli pod uwagę, że można nadmiernie kochać siebie, a jednocześnie równie nadmiernie kochać innych. Jezus nie używał słów ze słownika, tylko mówił prosto: kochać siebie samego i już. Jakby się to nie nazywało, wiadomo o co chodzi, bo opisał to jednoznacznie a jednocześnie najprościej jak się da.

Nagroda, Don Camillo, zawsze jest uznaniowa w tym sensie, że jej źrodłem jest osoba, a nie prawo czy umowa. PRIZE w takim znaczeniu to nie nagroda, tylko zapłata. Bo jest zgodna z regulaminem, zasadami, umową.

Ale to racja, w Biblii są różne odmiany: raz jest mowa o zapłacie, raz o czysto uznianiowej nagrodzie, czasem bywa coś pomiędzy. To już sobie sam każdy nich poczyta i się zastanowi z czym ma do czynienia, mi tylko chodziło o jedną ważną rzecz: żeby rozróżniać. Żeby w ogóle brać pod uwagę, że nie wszystko w Biblii funkcjonuje jako zapłata i działa z automatu.

A im bliższa, bardziej osobista relacja (i z ludźmi, i z Bogiem) tym więcej jest uznaniowości i nagród, a mniej zasad i płacenia.

Trzeba o tym powiedzieć, bo mało kto tu ma dobre doświadczenia z życia.

Don Camilo
3 lata temu

Ilu ludzi, tyle definicji. OK - nie ma się co spierać.
Ja mam inny wątek do poruszenia.
Nagrody w Niebie - dla tych zbawionych.
Otóż, część chrześcijan wierzy, że każdy zbawiony stanie na osobnym sądzie, gdzie odbierze nagrodę za to co zrobił w życiu. Jak "budował ze szlachetnych kamieni i kruszców" i jego działania wytrzymały różne niszczycielskie próby - dostanie dużą nagrodę, jak nie mu się nie udało zbudować - wejdzie do nieba na golasa.
Pytanie: czy nie wyzwoli to na nowo pychy u jednych i zawiści i poczucia niższości u drugich? A jeśli nie - bo grzechu ma tam już nie być, a ludzie i Bóg mają się głównie miłować - to czemu ten system będzie służył?

Martin
3 lata temu

Ja nie wiem co wyzwoli, ale alternatywą jest tylko to, żeby Bóg zrezygnował całkowicie ze sprawiedliwości. Prawda, że nagroda dla jednego, nawet zasłużona, może wywołać nieprzyjemne uczucie irytacji albo zawiści u drugiego. Ale brak nagrody za pracę i poświęcenie wywołuje daleko gorsze efekty, niż sprawiedliwa nagroda. Powstaje wtedy taki efekt jaki widzieliśmy przez 50 lat PRL-u i jak teraz widać na zachodzie: kiedy za naukę, pracę, poświęcenie nie ma nagrody, to ludzie przestają się uczyć, pracować i poświęcać. Ci co najbardziej zasługują na pochwalę, na koniec są najbardziej rozgoryczeni. I słusznie przecież.

Jest teraz moda na nagradzanie wszystkich po równie, niezależnie od zasług. Właśnie w myśl zasady, że nikt się nie poczuł gorzej. Ale przecież ktoś się poczuje: ten kto najwięcej pracował. De facto zostanie ukarany za pracę. Kary/nagrody co by nie robić nie da się ominąć.

Ludzie zawsze mają jakieś swoje odruchy i nie wszystkie są piękne. O Bogu wiemy, że sprawiedliwość dla niego jest ważna, że wiarę i poświęcenie docenia, za służbę nagradza. Ja nie wiem nawet czy chodzi mu tu o cel wychowawczy tutaj. Może po prostu on ze swojej natury taki jest?

Don Camilo
3 lata temu

Każdy zbawiony otrzymuje promocję do następnej ale część z nich - świadectwa z czerwonym paskiem (w różnych odcieniach).
Paradoks polega na tym, że aby otrzymać fajną nagrodę (wyróżnienie, uznaniowy napiwek) nie może ci na niej zależeć (choć możesz się jej spodziewać), a wszystko co robisz winno być motywowane miłością, jak pisze Paweł Koryntianom.
I myślę, że ta zasada działa nawet już teraz.

Martin
3 lata temu

A gdzie tak jest napisane, że nie może mi na niej zależeć?
Ja nic takiego nigdzie nie widzę.
Ja bym powiedział, że nawet musi zależeć. Tak jak powiedział Jakub: "kto przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że on istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają".

A czy apostoł Paweł będzie nienagrodzony? Bo ciągle przecież pisał, że go ta nagroda motywuje. Często cytowany fragment mówi:

"Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem; a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego".

No przecież ewidentnie się spodziewa tej nagrody, podkreśla ją nawet. A co innego ma na myśli mówiąc o tych co "umiłowali jego przyjście"? Dziwne określenie, ale fakt, że kogoś bardzo motywuje taki powrót króla może oznaczać tylko, że spodziewa się od niego pochwały albo nagrody, czegoś pozytywnego w każdym razie.

Mi tam zależy. Nie widzę powodu, dlaczego nie powinno.

Kiedy gram w badmintona zależy mi zawsze żeby mecz wygrać, ale nie zauważyłem, żebym od tego grał gorzej albo gra była mniej przyjemna. To się z radością samej gry nie wyklucza. Przeciwnie, tą radość potwierdza.

Don Camilo
3 lata temu

"Wieniec sprawiedliwości" dostaje KAŻDY, kto przyjął zbawienie ("przyjście jego"). To jest PRIZE (czyli wg. ciebie "zapłata") a nie REWARD (czyli "nagroda"). Na tym może i powinno zależeć każdemu kto wierzy w prawdomówność Biblii i posiada instynkt samozachowawczy.
A to, że "nagroda" nie powinna być głównym motywem naszych działań świadczy tekst "hymnu o miłości" z 1 Listu do Koryntian:
"Miłość nie szuka poklasku,,, nie szuka swego".
Robienie czegokolwiek z myślą żeby zapunktować u Boga i zapewnić sobie jakiś bonus to myślenie Hiobowe.

Martin
3 lata temu

Ale właśnie o tym był odcinek: ciągle widzę tu założenie, że praca dla nagrody koniecznie musi się wiązać z zarabianiem. Wcale nie musi. I nikt nigdzie nie powiedział, że nagroda ma być GŁÓWNYM motywem działań. Dyskusja na ten temat jest z nikim, bo nikt tego nie twierdzi.

Jeżeli miłość nie szuka swego to czy Bóg miłości nie ma? Przecież swego szuka. Sam powtarza twardo, że dla swojej chwały robi co robi: "Ja, Pan, a takie jest moje imię, nie oddam mojej czci nikomu ani mojej chwały bałwanom". Więc jednak da się to jakoś połączyć: szukanie swego (u Boga chwały, a u mnie nagrody) z miłością, otwartością, poświęceniem i innymi fajnymi sprawami. A skoro sam Bóg szuka czegoś dla samego siebie, to najwyraźniej to "szukanie swego" o czymś trochę innym jednak mówi.

Zresztą jakiż sens by miało ciągle mówić ludziom rzeczy typu "miej nadzieję w Panu i strzeż drogi jego, A On cię wywyższy, abyś odziedziczył ziemię", jeżeli jednocześnie miałby do spodziewania się takich nagród zniechęcać? Zresztą gdzie Bóg zniecheca do czekania na jego nagrodę?

To jest pokrzepiająca myśl. Pomaga wytrzymać trudne czasy. Pomaga pracować lepiej. I wydaje mi się, że pomaga kochać ludzi, a nie przeszkadza w tym.

KubaW
3 lata temu

1. Czy jest coś, co robię ze względu na relację z Bogiem i jednocześnie chcę mieć ze swoich działań korzyść, jakby ten Bóg w relacji nie mógł mi odpłacić?
2. Czy w relacjach z innymi ludźmi oczekuję czegoś więcej niż dotrzymywania umów?

Takie pytania sobie stawiam, żeby się sprawdzić, po wysłuchaniu odcinka, z którym są one bardzo luźno powiązane. Pierwsze pytanie - zredagowałem na podstawie słów Jezusa o zapłacie. Pamiętacie ten fragment wypowiedzi Jezusa z Biblii, w której mówił, żeby się modlić w ukryciu albo dawać datki lewą ręką o której prawa nie wie? A kto by tak nie robił, to zapłatę odebrał.

Drugie pytanie jest z przypowieści o sprawiedliwości i własności prywatnej. Na prawdę, jest taka przypowieść! Niektórzy ją nazywają tą o robotnikach z winnicy.

Pytania mi się podobają, więc je tutaj wrzucam, a nuż się komuś jeszcze spodobają.

Poza tym - dobry odcinek, dzięki! Nic dodać, nic ująć - to znaczy pełny. Uświadomił mi między innymi też to, że słowo "wynagrodzenie", jeśli się patrzy na jego budowę i zestawia ze sposobem użycia, jest nieco dziwne w języku polskim.

Poprzedni odcinek - "Podział Chrześcijaństw" (Zgadzam się tu z przedmówcą nazywającym się Moli), był super.

Martin
3 lata temu

Ciekawe pytania!
Przyszło mi do głowy jeszcze jedno, może nawet bardziej fundamentalne pytanie: czy wolę działać dla zapłaty czy dla nagrody?

Myślę i coś sam nie potrafię sobie na to odpowiedzieć. Muszę pomyśleć dłużej.

Szkoda, że na tych różnych spotkaniach gdzie się rozmawia o Biblii co na nich byłem, nie było takich pytań, tylko takie z gatunku "kto był z Jezusem w łódce".

Andrzej
3 lata temu

Wszystko co robimy na tym "wesołym łez padole" powinno mieć jakiś sens. Naszym światem rządzi prawo przyczyny i skutku. Jest akcja - jest reakcja. Jak sobie pościelesz - tak się wyśpisz. Jak jesteś bez grzechu - możesz rzucić kamieniem. Wszystko da się wyliczyć, przewidzieć, dokończyć. W sumie nuda. Z nagrodą, to chyba takie działanie urozmaicające. Taka dodatkowa ingerencja z góry, druga piłka na boisku, coś, co rozwesela życie. Coś, co sprawia że jest fajniej niż normalnie mogło by być.
Bo przecież jak coś robimy, to chyba wiemy dla kogo to robimy - dla siebie, dla innych czy dla Boga. Więc powinniśmy wiedzieć od kogo się nagrody spodziewać.
A może nie powinniśmy się spodziewać? Może powinniśmy okazać wdzięczność? Choćby za to, że jesteśmy, że możemy żyć, działać. Wiec może praca z wdzięczności, z dziecięcej radości i tak po prostu "bo można" :)

Heretic
3 lata temu

A swoja droga to byloby cos niesamowitego zobaczyc taka nagrode nawet dla kogos innego np gdyby taki Chrzescijanin po latach ciezkiej sluzby nagle dostal dar mowienia po angielsku albo noga mu odrosla - a co tam noga palec ! a chocby i koncowka palca .... ech zobaczyc nagrode choc raz

Kamilowski
3 lata temu

Heretic

Kilka lat temu na spotkanie chrześcijańskie przyszedł młody człowiek. Miał wtedy 19 lat. Kręgosłup skrzywiony takm że aż brzuch mu wystawał z jednej strony. Był po prostu skręcony i tak miał od dziecka a lekarze mówili mu że to już tak będzie na całe życie jak u innych np różnica w długości kończyn. To spotkanie było kilka tygodni po jego nawróceniu. Jedna dziewczyna podeszła do niego i powiedziała mu, że Bóg da mu nowy kręgosłup. KOleś pomyślał, że pewno po zmartwychwstaniu. Z tym że następnego dnia na drugi dzień tego spotkania przyszedł prosty jak struna. Zero skoliozy. Znam tę opowieść od jego siostry z którą się koleguję i widziałem jego zdjęcia przed i po. Różnica jest znaczna.

Martin
3 lata temu

Heh, masz mały zakres wyobraźni, Heretic.

Proces uczenia się kształtuje czołowieka i sam z siebie przynosi wiele korzyści, więc pozbawienie kogoś tego procesu byłoby nie nagrodą, tylko raczej karą.

A od fizycznego zdrowia i pełnej sprawności są w życiu daleko ważniejsze rzeczy. Zapytaj Artura, co jest niewidomy, czy wolałby mieć dobry wzrok czy cudowną żonę.

Nie rozumiem skąd ta absurdalna obsesja z odrastaniem wszędzie. Co tak to wszystkich fascynuje? Ludzie naprawdę uważają, że odrośnięcie kawałka organu to jest najlepsze co ludzie mogą w życiu dostać?

Kamilowski
3 lata temu

Myślę, że to jest fascynujące dla ludzi bo jest namacalne. Widoczne. Tylko, że odnoszę wrażenie, że 99% osób chcących zobaczyć taki rodzaj cudu ma podejście na zasadzie "wyciągnij królika z kapelusza". Ciężko jest dostrzec i podziwiać cud w którym człowiek przewartościował swoje życie i opadł z niego lęk dzięki czemu żyje z luzem pozwalającym mu przestać się skupiać na swoim nieszczęściu a w reszcie żyć wspierając innych ludzi.,

Martin
3 lata temu

No tak. Jest efekciarskie, ale nieszczególnie wartościowe.
No ale to nic nowego. Za czasów Jezusa ludzie łazili za nim, bo im chleb rozmnożył. Nic ich innego tak nie nakręciło jak to, że się mogli za darmo najeść.

Tłumy rzadko idą za wartością, często za sensacją.

Heretic
3 lata temu

Martin, ty masz za to ogromna wyobraznie - w wymyslaniu wytlumaczen dlaczego zadnej, najprostszej z tych `nagrod` nigdy nie zobaczymy. adwokat Boga.

Martin
3 lata temu

Nie wiem kogo dokładnie reprezentujesz, ale myślę, że masz w tym przypadku absolutną rację: żadnej z tych nagród nigdy nie zobaczycie.

Heretic
3 lata temu

To jest najgorsza rzecz ze wszystkiego, co się dzieje pod słońcem, że się jednako ze wszystkimi dzieje.
wszystko jednako przychodzi na sprawiedliwego i niezbożnego, na dobrego i na złego, na czystego i nieczystego, na czyniącego ofiary i gardzącego niemi.
Jako dobry, tak i grzeszny: jako krzywoprzysiężca, tak i ten, który prawdziwie przysięga.

Tak misie skojarzylo - ze to kest dokladnie to co obserwuje dookola i inni ludzie od setek lat. zadnej roznicy nikt nie dostrzegl. Chyba wlanie reprezentuje te czesc.

Kamilowski
3 lata temu

Wczoraj jechałem samochodem przez Kraków. Z ulicy podporządkowanej wyjechała mi, prosto pod maskę, kobieta na rowerze. Ledwie wyhamowałem. Machnęła ręką w geście przeprosin. Jeszcze rok temu bym ją zwyzywał. Wczoraj się do niej po prostu szczerze uśmiechnąłem a ona pojechała. Zaraz za skrzyżowaniem stanąłem w korku. Ona zawróciła i zapukała mi w szybę. Powiedziała, że nigdy jeszcze się nie zdarzyło, żeby zamiast zjebki zobaczyła czyjś uśmiech i mi podziękowała. Dla mnie to była ogromna przyjemność i dodatkowa motywacja żeby być nadal po prostu przyjaznym człowiekiem. To była nagroda. W drobnej rzeczy ale one składają się na nasze życie tu na tej Ziemi.

Heretic
3 lata temu

@Kmailowski fajna, prosta historia .

Andrzej
3 lata temu

nooo, dostrzeganie jest ważne :)

Sebastian
3 lata temu

Osobiście jestem już zmęczony braniem się za bary ze swoim bagażem emocjonalnym. Jest we mnie tyle złych nawyków myślenia, wad i wielu innych rzeczy, że jest to praktycznie niemożliwe abym z tego wyszedł.
Po wielu latach skierowałem swoją uwagę na Jezusa, może On. Sam mówił żeby do niego przyjść, kiedy jest się obciążonym.
Niestety po wielu latach nic się nie zmieniło.
No sorry gregory, ale jak w takiej sytuacji dalej wierzyć?
Proszę o coś, i dostaje to w rzeczywistości, widzę ze to On. Tak rozumiem relacje i wymianę myśli.

Sam już nie wiem w co wierzyć. Życia mi zabraknie aby wyjść z tego, tak więc nie wiem jak wy tutaj doświadczanie pomocy. Swoją drogą, nigdy takiej osoby na żywo nie spotkałem.

Martin
3 lata temu

Nie wiem jak inni, ja tylko za siebie mówię, ale co do pomocy od Boga, to jest właśnie tym i tylko tym: pomocą. Inaczej mówiąc, Bóg za mnie niczego nie robił i za mnie nie załatwiał. Może brzmi jak paradoks, ale moje chodzenie z Bogiem w praktyce często polega na tym, żebym zrobił coś sam.

Poza paroma mocnymi efektami, które faktycznie nie wiem skąd się wzięły i nie umiem ich wyjaśnić racjonalnie, wpływ Boga polegał na "kołczowaniu", uczeniu, ustawianiu okoliczności, wyjaśnianiu. Jego metodą podstawową było to samo co widać w Biblii w postawie Jezusa: konfrontowanie mnie z potworami.

Twój komentarz, Sebastian, sugeruje że szukasz raczej kogoś kto załatwi problemy za ciebie. Nie mówię, że to niemożliwe, ale nie spodziewałbym się tego po Bogu. Dlatego, że jego cel jest inny: on nas chce usamodzielniać, a nie czynić coraz bardziej bezradnymi.

Myślę, że dlatego tak często ludzie mają wrażenie, że Bóg im tylko ciska kłody pod nogi, zamiast pomagać. No ale pomaganie zazwyczaj na tym właśnie polega, skutkiem jest mobilizacja do wysiłku i walki, które kończą się zmianą na lepsze.

Że samemu się nie da? Możliwe. Ale nawet jeżeli dziś sie nie da, nie znaczy, że jutro też tak będzie.

Sebastian
3 lata temu

''Myślę, że dlatego tak często ludzie mają wrażenie, że Bóg im tylko ciska kłody pod nogi, zamiast pomagać. No ale pomaganie zazwyczaj na tym właśnie polega, skutkiem jest mobilizacja do wysiłku i walki, które kończą się zmianą na lepsze.''

No właśnie. Ludzie często oczekują pewnego schematu pomocy, a może w tych kłodach jest właśnie ta pomoc? czy ja rzucając kłodę dziecku pod nogi nauczę go więcej czy jeśli coś za niego zrobię?

Jeśli trzymamy się tego określonego schematu pomocy, czyli ''zakładam ręce i czekam'' to ignoruje Bożą pomoc właśnie poprzez różne wydarzenia, i tym samym stoję w miejscu, czyli się cofam.

Może to wynikać z dzieciństwa. Może mama za kogoś duzo rzeczy robiła i chłopina się do tego przyzwyczaił. A że często przerzucamy relacje z rodzicami na Boga, to i instrumenty postępowania przerzucamy również.

Martin
3 lata temu

E tam, za mnie też robiła. Za każdego robiła, każdy miał tą samą mamę. Hehe. Jak nie miał, to jest to nieuczciwa konkurencja.

Ale na zachętę powiem, że jestem po tych wszystkich latach pierońsko zadowolony z siebie, żeby nie powiedzieć bezczelnie: zachwycony. Tym właśnie, że taką drogą przeszedłem, zaczynając od kłębka kompleksów, zahamowań i różnych patologicznych historii, do takiego fajnego beztroskiego szczęścia, co sobie wyrasta jak palma z tej samodzielności, emocjonalnej przede wszystkim i mentalnej.

Mnie to strasznie cieszy, bo nie liczyłem nawet, że takie zmiany u mnie są możliwe.

Nie wiem nigdy co by było gdyby. Wiem tylko co było: u mnie przewodnikiem życia i kierownikiem tych zmian był Bóg. Nawet nie sama Biblia, tylko Bóg właśnie, taki realny, ingerujący w życie. On wymusił na mnie te niezbędne konfrontacje, do których ja sam z siebie nigdy nie dążyłem, tylko właśnie unikałem ich.

Z mojej perspektywy patrząc to są daleko większe cuda niż jakieś odrastanie palca, bo efekt jest daleko większy i trwalszy: jestem wolny, szczęśliwy, i nie udaję, i nie żyję w strachu. Przyjaciele, fajne związki, zbudowane projekty, spokój wewnętrzny - to wszystko są konsekwencje.

Sebastian
3 lata temu

Wiesz Martin, jest wiele osób które przeszło podobną drogę jak Ty. Niewierzących osób. A mimo to po latach potrafili dokonać wręcz rewolucji w swoim życiu i zmienić siebie na lepsze.
Więc czy to musi być ingerencja Boga?
Bo skoro ktoś bez Boga się potrafił zmienić, to czy Bóg musi być konieczny do zmiany?

Zobacz na mnie. Po wielu latach żadnej zmiany. Jak byłem zakompleksiony, tak jestem nadal, jak czułem lęk i samotność, tak czuju nadal. Tu nawet nie chodzi o to że Bóg ma coś za mnie zrobić. Ale czy naprawdę z ręku na sercu mogę napisać że jest miłosierny? patrząc wstecz na swoje życie. No kurde nie sadzę.

Raczej zamiast pomocy, podźwignięcia nadal żyje w tym samym stanie. I to nie tak że siedziałem z założonymi rękami cały czas. Sam próbowałem coś zrobić, tyle ile mogę. Dalej już prosiłem Boga, czy przyszedł z pomocą? nie.

ŁukaszSZ
3 lata temu

Hey! no chyba tu mamy problem z fałszywą dychotomią odnoście szeroko pojętego prosperity człowieka, jego szczęściem a działaniem Boga.
- może ktoś zmienić swoje życie, np. alkoholik przestaje pić , bez Boga może ? jasne że może znam takie przypadki, czy to wyklucza że ktoś przestał być alkoholikiem i zawdzięcza to Bogu ?
- ktoś może zgarnąć parę baniek na bitcoinie bez Boga, czy taka osoba będzie szczęśliwa na 100% ? no nie , może być happy może być bez zmian może być też mniej szczęśliwa.
- może być człowiek z jakimś dziwnym problemem w swojej mentalności i może sam się wyleczyć , może go Bóg uleczyć , może być potem szczęśliwy lub nieszczęśliwy , wszystkie kombinacje są możliwe !

@sebastian W większości taki stan mentalny w jakim jesteś wybieram sam, na własne życzenie, nie do końca rozumiem dlaczego, a może i rozumiem no , ale taki człowiek jest zwłaszcza dziś.
Myślę sobie po latach że te mizerne stany mentalne o których mowa wciągają jak kokaina i nie tylko ja to tak odczuwam. Ja rozumiem tą dupę też człowiekiem jestem, ale też trzeba to likwidować.

Sebastian
3 lata temu

ŁukaszSZ
Wiesz, czy wybieramy taki stan menatlny samemu to bym dyskutował. Wiele osób robi to nieświadomie, po prostu urodzili się w danej rodzinie i operują pewnym systemem który został im wgrany.
A często jest tak że ludzie lubią czuć się ofiarą, paradoksem w tej sytuacji jest fakt że użalanie się nad sobą i ciągłe narzekanie jest jak narkotyk. DAJE PRZYJEMNOŚĆ. Ludzie n ie chcą się zmienić bo w ten sposób pozbywają się tej przyjemności z bycia ofiarą. Często sami siebie sabotują, aby czegoś nie dokonać. Bo to by świadczyło że jednak nie są tacy do dupy jak uważają.

Co do Boga, nie pasuje mi zbytnio ta cała koncepcja z uzdrowieniem.
Ja nawet kiedy bardzo chciałem to zostawałem sam z problemem. Żaden Bóg nie przyszedł, nie było tego doświadczenia. Więc pojawił się dysonans.

W niektórych przypadkach wiara może zamiast pomagać to jeszcze pogarszać stan. Bo człowiek się modli i nic. Potem wpada w poczucie winy, że może za mało się modli, bądź za mało wierzy itd.

Maciej Z
3 lata temu

Martinie. W tym filmie 23 minuta wspominasz, że świat ci się ostatnio nie podoba. Może nagrasz dlaczego?

Co jeszcze?